Magiczna tabletka nie istnieje. Lekarka: "To maraton, a nie sprint"

shutterstock_2434108663
Wirusy w natarciu
Źródło: TVN24
Pacjenci wciąż oczekują szybkiego leku "na wszystko", ale - jak podkreśla dr Monika Wanke-Rytt, pediatrka i specjalistka chorób zakaźnych - medycyna ma jasne granice. Większość infekcji wirusowych wymaga nie recepty, a czasu, odpoczynku i unikania błędów, które mogą zakończyć się powikłaniami. Na co szczególnie zwrócić uwagę?
Kluczowe fakty:
  • Poza grypą nie mamy skutecznych leków przeciwwirusowych - mówi lekarka. Jak tłumaczy, stosując środki przeciwgorączkowe oszukujemy organizm.
  • W niektórych europejskich krajach nawet ropnej anginy często nie leczy się antybiotykiem, jeśli przebieg nie jest ciężki. U nas panuje przekonanie, że to lek na wszystko.
  • Podstawą przy infekcji powinno być wykonywanie tekstów antygenowych. Dlaczego?
  • Więcej podobnych artykułów znajdziesz w zakładce "Zdrowie" w tvn24.pl.

Choć sezon infekcyjny wraca co roku, w wielu przychodniach nie zmienia się jedno: oczekiwania pacjentów i możliwości medycyny wciąż pozostają w konflikcie. Wielu chorych liczy na szybkie, zdecydowane działanie, najlepiej w postaci konkretnego leku. Lekarze natomiast opierają się na faktach, zgodnie z którymi podstawą leczenia jest regeneracja, a nie farmakologia. To właśnie to zderzenie powoduje, że zalecenia mogą nie być traktowane z należytą uwagą.

W gabinetach wraca ten sam scenariusz

W polskich gabinetach co sezon powtarza się podobna scena: pacjent z gorączką i kaszlem słyszy wskazania, które uznaje za zbyt "proste" - odpoczynek, picie płynów, leki przeciwgorączkowe według potrzeb. Wychodzi z poczuciem niedosytu, jakby lekarz nie podjął realnego działania. Tymczasem, jak wyjaśnia dr n. med. Monika Wanke-Rytt, pediatrka i specjalistka chorób zakaźnych z UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, problem nie wynika z lekceważenia, lecz z niezrozumienia natury infekcji.

- Pacjent chciałby wyzdrowieć w dobę, ale infekcja nie jest sprintem. To maraton, w którym organizm wykonuje ogromną pracę. A wiedza medyczna jest jednoznaczna: poza grypą nie mamy skutecznych leków przeciwwirusowych - podkreśla lekarka. - W aptekach widzimy ogrom syropów, tabletek i saszetek, ale 99,9 proc. z nich nie ma udokumentowanej skuteczności - wyjaśnia.

Środki przeciwgorączkowe jedynie poprawiają komfort, nie skracają choroby. - Oszukamy organizm paracetamolem, pójdziemy do pracy, a wieczorem ciało powie: "stop, basta". To prosta droga do powikłań i zarażania innych - mówi.

Łóżko nie leczy? "A jednak leczy"

Dziś, gdy tempo życia jest nieustannie wysokie, odpoczynek często bywa traktowany jak przykra konieczność. Tymczasem to właśnie on chroni przed najpoważniejszymi konsekwencjami infekcji. Łóżko nie leczy? - A jednak leczy, czy raczej umożliwia organizmowi walkę - zapewnia dr Wanke-Rytt.

- Gorączka, szybkie bicie serca czy przyspieszony oddech to objawy silnego stanu zapalnego. Organizm pracuje wtedy na 200 procent. Jeśli wymuszamy na nim aktywność, dokładamy kolejne obciążenia. Stąd tak częste powikłania, np. zapalenie mięśnia sercowego po przechodzonej grypie - wyjaśnia specjalistka.

Grypa, jak przypomina, jest jedną z najbardziej bagatelizowanych chorób. - Grypa potrafi zabić. Poza ciężkim przebiegiem może prowadzić do zapalenia płuc, udarów czy zawałów. A kilka tygodni po szczycie zachorowań rośnie liczba zawałów i udarów - mówi.

Antybiotyk nie pokona infekcji wirusowej

Jednym z najczęstszych błędów pacjentów jest przekonanie, że antybiotyk "na pewno pomoże". To nie tylko mit, lecz także poważne zagrożenie zdrowotne. - Antybiotyk działa tylko na bakterie, a większość sezonowych infekcji to wirusy - przypomina specjalistka. - W krajach takich jak Wielka Brytania czy państwa skandynawskie nawet ropnej anginy często nie leczy się antybiotykiem, jeśli przebieg nie jest ciężki - zauważa.

W Polsce sytuacja wygląda inaczej. - Presja pacjentów jest ogromna. Pacjent mówi, że zaraz umrze, CRP bywa podwyższone - a podwyższa się również w grypie - a lekarz przyjmuje kilkudziesięciu chorych dziennie. Łatwo wtedy pójść na skróty - przyznaje.

Ale skrót ma konsekwencje. - Zbędny antybiotyk niszczy mikrobiotę jelitową, naszą naturalną ochronę, i napędza antybiotykooporność. To globalny problem zagrażający medycynie. Walczymy z nim, jak możemy, ale bez większego sukcesu - mówi. Problem jest na tyle powszechny, że odbija się echem za granicą. - Nasi koledzy, lekarze z innych krajów, żalą się, że polscy pacjenci wymuszają na nich przepisywanie antybiotyków - dodaje.

A co z probiotykami? - W niewielkim stopniu pomagają. W naszych jelitach żyją miliardy bakterii ważące około dwóch kilogramów. Jedna kapsułka probiotyku to jak kropla w morzu. To raczej symboliczne działanie niż realna odbudowa mikrobiomu - wyjaśnia.

"Pacjent ma prawo do testu"

Właściwa diagnostyka mogłaby znacząco uporządkować leczenie infekcji. Choć refundowane testy antygenowe na grypę, RSV i COVID są dostępne, w praktyce wykonuje się je rzadko. - I to jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe - mówi dr Wanke-Rytt. - Testy antygenowe combo są refundowane. Jeśli pacjent ma objawy infekcji, ma prawo do testu. Dzięki niemu w przypadku grypy możemy wdrożyć oseltamiwir - jedyny skuteczny lek przeciwwirusowy w codziennej praktyce. Bez testu pacjent często go nie dostaje. A test wykonać można także w wielu aptekach - podkreśla lekarka.

Dla pacjentów oczekujących szybkiej decyzji lekowej to często zaskoczenie, ale to właśnie wynik testu przesądza o leczeniu - lub o jego braku.

Infekcje wirusowe pozostaną częścią naszej codzienności, ale - jak przypomina lekarka - to nie oznacza, że jesteśmy wobec nich bezradni. Najważniejsze narzędzia są proste: - Po pierwsze: odpoczynek nie jest słabością, lecz elementem terapii. Po drugie: testujmy się, bo test pozwala wdrożyć właściwe leczenie, np. lek przeciwwirusowy na grypę. Po trzecie: szczepienia - zwłaszcza seniorzy powinni się szczepić przeciw grypie i pneumokokom, bo to realnie chroni przed utratą samodzielności i powikłaniami - wylicza lekarka.

Czytaj także: