Przed Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu trwa proces odwoławczy oskarżonych o zgwałcenie i zabójstwo 15-letniej Małgosi. W trakcie kolejnej z rozpraw przesłuchiwany był biegły, który sporządził drugą opinię dotyczącą kluczowych dowodów w sprawie zbrodni miłoszyckiej. Ekspert przyznał, że są pewne rozbieżności względem poprzedniej opinii, ale końcowe wnioski pozostają bez zmian. A to oznacza, że opinia obciąża oskarżonych mężczyzn.
Ireneusz M. i Norbert Basiura (zgodził się na podawanie swoich danych) są oskarżeni o gwałt i zabójstwo nastolatki w Miłoszycach (woj. dolnośląskie) w noc sylwestrową 1996 roku. Obaj zostali skazani przez sąd pierwszej instancji na karę 25 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. Kluczowym dowodem przeciwko nim są badania DNA, którego próbki wyodrębniono z zabezpieczonych w 1997 roku m.in. ubrań dziewczyny, czapki czy włosów.
W czerwcu w procesie apelacyjnym zeznawał biegły z zakresu genetyki sądowej Krzysztof Koloch, który jest naczelnikiem Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. To on wykonywał w 2017 roku badania genetyczne, które stały się elementem aktu oskarżenia. Potwierdził swe zeznania i opinie przedstawione w procesie przed sądem pierwszej instancji - Sądem Okręgowym we Wrocławiu.
Jak mówił biegły, w badanych próbkach znajdowały się między innymi krew oraz składniki nasienia. W badaniach uzyskano zestaw mieszaniny DNA Ireneusza M. i Małgorzaty K. Wyodrębniono też pełny profil DNA Norberta Basiury. Biegły ocenił, że dowód z badań genetycznych jest "ekstremalnie mocny" w przypadku Basiury i "bardzo mocny" w przypadku Ireneusza M.
Kolejna opinia
O ponowną analizę dowodów wnioskowała obrona. Przeprowadzone wcześniej przez Kolocha badania pod lupę wziął Tomasz Kupiec z renomowanego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra J. Sehna w Krakowie. Biegły obszernie tłumaczył, w jaki sposób zabezpiecza się dowody i jak wykonuje się na nich badania.
Kupiec podkreślał, że korzystając z wcześniej przeprowadzonych badań, pracował z mieszaniną materiału genetycznego. Zaznaczał, że w zależności od osoby interpretującej wyniki, może dochodzić do pewnych różnic. Biegli formułują hipotezy co do ilości osób w mieszaninie, co mniej lub bardziej wpływa na dalsze czynności.
Krakowski biegły przyznał, że nie jest w stanie ze stuprocentową pewnością wskazać, że ślady pochodzą od danej osoby. - Potwierdzam tylko, z jakim prawdopodobieństwem DNA może występować - mówił Kupiec, potwierdzając jednak, że udało mu się uzyskać czysty profil Norberta Basiury.
- Obliczenia ilorazu wiarygodności dla danego śladu, będące jak gdyby głównym dowodem, mogą się różnić. Po pierwsze zastosowana była inna baza populacyjna, ale te różnice zastosowania innych baz są dosyć niewielkie. To nie są różnice, które mogłyby zmienić interpretację słowną - tłumaczył biegły na rozprawie.
Jako przykład przytoczył ustalenia biegłego Kolocha, który przyjął, że ślad zawiera mieszaninę dwóch osób, Kupiec natomiast wskazał, że trzech. Stąd inne ilorazy wiarygodności. Ostateczne wyniki są jednak podobne, a wymowa dowodów pozostaje taka sama.
Prokurator: ustalenia są takie same
- To nie jest nowa ekspertyza. Biegły nie badał nowych dowodów, on jak to ładnie ujął dzisiaj, ubrał tamtą opinię, którą przygotował biegły Koloch, w taki sposób, żeby można ją było odczytać. Tamta opinia była nieczytelna, nie dawała jasnych wytycznych, informacji dla stron. Co do oceny, to pozostają te same elementy i wątpliwości, które były, chociażby kwestia tego, dlaczego laboratorium wrocławskie nie przechowuje próbek, tylko je zużywa, wyrzuca, cokolwiek z tym zrobiono, skoro na przykład instytut Sehna przechowuje je do momentu, dopóki organ zlecający nie powie, że te próbki nie będą potrzebne - mówi Renata Kopczyk, obrońca Norberta Basiury.
Według Dariusza Sobieskiego, prokuratora z Dolnośląskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej we Wrocławiu, druga opinia potwierdziła wyniki ustaleń wrocławskiego laboratorium kryminalistycznego.
- Ustalenia w zakresie pana Norberta B. są takie same. Jest to profil wykazujący zgodność z jego osobą i tutaj mamy ekstremalnie mocne wsparcie, że ten profil należy do oskarżonego. W tym zakresie opinia się nie zmieniła, natomiast wynikają pewne rozbieżności w obliczeniach. W jednym wypadku jest to mniej niż w laboratorium kryminalistycznym, a w niektórych jest więcej. Biegły dokładnie tłumaczył, z czego wynikają te rozbieżności - mówił Sobieski.
Nie przyznają się do zarzutów
W noc sylwestrową 31 grudnia 1996 roku piętnastolatka bawiła się z koleżankami w dyskotece w Miłoszycach pod Wrocławiem. W pewnej chwili wyszła przed budynek. Kilkanaście godzin później znaleziono ją martwą na prywatnej posesji naprzeciwko dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran.
Za zabójstwo w Miłoszycach najpierw niesłusznie skazano Tomasza Komendę, który w zakładach karnych spędził 18 lat.
O dokonanie zbrodni w Miłoszycach prokurator oskarżył Ireneusza M. i Norberta Basiurę. Zdaniem śledczych obaj oskarżeni wyprowadzili 15-latkę z klubu, w którym odbywała się dyskoteka sylwestrowa. Obaj mężczyźni mieli - zdaniem prokuratury - użyć wobec 15-latki przemocy skutkującej licznymi obrażeniami. Ponadto Ireneusz M. został oskarżony o gwałt na innej kobiecie w 2007 roku w Piekarach Śląskich.
Ireneuszowi M. w sprawie zbrodni miłoszyckiej postawiono zarzuty w czerwcu 2018 roku. Przebywał wtedy w więzieniu skazany za inne przestępstwo. Do dziś jest aresztowany. Norbert Basiura natomiast został zatrzymany pod koniec września 2018 roku. W styczniu 2019 roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu uchylił decyzję sądu pierwszej instancji o przedłużeniu mu aresztu. Od tego czasu odpowiada z wolnej stopy. Został na krótko ponownie aresztowany po wyroku sądu w pierwszej instancji, ale sąd apelacyjny uchylił ten areszt.
Norbert Basiura nie przyznał się do zarzutów. Do zarzutów nie przyznaje się również przebywający w areszcie Ireneusz M.
Śmierć 15-letniej dziewczyny
Wrocławski sąd okręgowy we wrześniu 2020 roku uznał, że obaj oskarżeni są winni gwałtu ze szczególnym okrucieństwem, w wyniku którego zmarła 15-latka. Skazał obu mężczyzn na 25 lat więzienia. - Wina i okoliczności popełnienia czynu przez oskarżonych nie budzą wątpliwości - mówił wówczas przewodniczący składu orzekającego sędzia Marek Poteralski.
Sąd wskazał, że oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu z innymi nieustalonymi dotąd osobami. - Dopuścili się zbiorowego zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem (…) pozostawili ją nagą, leżącą na ziemi i w miejscu ogólnie niedostępnym i nieoświetlonym, a sami wrócili na dyskotekę, nie interesując się jej dalszym losem - mówił wówczas sędzia Poteralski w sentencji wyroku.
Sąd podkreślił, że w wyniku odniesionych podczas gwałtu obrażeń oraz w wyniku wychłodzenia organizmu 15-latka zmarła.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Poteralski podkreślił, że dowody DNA jednoznaczne wskazują na sprawstwo gwałtu. - W przypadku Norberta B. biegły ocenił te dowody jako ekstremalnie mocne, a w przypadku Ireneusza M. jako bardzo mocne - tłumaczył sędzia Poteralski.
Sąd uznał też, że czynów, których dopuścili się oskarżeni, czyli gwałtu i zbrodni zabójstwa z zamiarem ewentualnym, w żaden sposób nie można rozgraniczać. - Nie da się oderwać zachowania oskarżonych, to jest brutalnego gwałtu (…), od faktu, że oddalając się z miejsca gwałtu, wiedzieli oni, że pokrzywdzona nie krzyczała, nie wzywała pomocy, co świadczy o tym, że może zdarzyć się najgorsze. Nie trzeba być człowiekiem szczególnego umysłu, żeby sobie uświadomić, że pozostawienie gołej osoby, po tym, jak dokonano gwałtu, leżącej na ziemi w takich okolicznościach i warunkach skończy się zamarznięciem - argumentował sędzia Poteralski, podkreślając, że los dziewczyny był oskarżonym obojętny.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: archiwum