Dziewczynka, która wpadła do oczka wodnego i znajdowała pod wodą aż 11 minut, wraca do zdrowia. Po dwóch tygodniach wybudziła się ze śpiączki, a jej stan poprawia się z dnia na dzień. Przebywa na obserwacji, ale wszystko wskazuje na to, że już niedługo będzie mogła wrócić do domu.
Mówi się, że wystarczą zaledwie trzy minuty, by podczas zatrzymania krążenia doszło do obumarcia komórek kory mózgowej, a w konsekwencji – nieodwracalnych zmian w mózgu. - Tutaj ten czas był zdecydowanie dłuższy, ale doszło do hipotermii. Dziecko trafiło do nas bardzo wychłodzone, jego temperatura ciała wynosiła 27 stopni Celsjusza. To zadziałało jako czynnik protekcyjny i zwiększyło jej szanse na powrót do normalnego życia - tłumaczy prof. Marzena Zielinska, kierownik Oddziału Klinicznego Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Mimo mało optymistycznych prognoz po dwóch tygodniach od wypadku stan małej pacjentki zaczął się szybko poprawiać.
- Trzymaliśmy się protokołu postępowania z pacjentem w hipotermii. To oznacza podłączenie do respiratora i prowadzenie działań neuroprotekcyjnych centralnego układu nerwowego z wprowadzeniem leków sedacyjnych, wyciszających aktywność mózgu. To również bardzo powolne podnoszenie temperatury ciała, tak żeby doprowadzenie do temperatury fizjologicznej, czyli 36,6, nie nastąpiło natychmiast, tylko po kilkunastu godzinach. Utrzymanie dziecka w normotermii to kolejne działanie neuroprotekcyjne. Te wszystkie czynniki oraz pierwsza pomoc udzielona w miejscu tego zdarzenia - to wszystko złożyło się na końcowy sukces - podkreśla pani profesor.
Dziewczynka została już wypisana z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Jest w dobrym stanie, mówi i samodzielnie je. Nic nie zagraża jej życiu. Nim wróci jednak od razu do domu, przez jakiś czas pozostanie jeszcze na obserwacji w innej placówce. na terenie Wrocławia.
Dziecko nie wykazywało funkcji życiowych
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło 9 maja na terenie sporej posesji z dużą salą do wynajęcia, przyległymi do niej zabudowaniami oraz oczkiem wodnym. Do niego właśnie wpadła dwuletnia dziewczynka. Na miejsce wezwano służby ratunkowe.
- Po dojeździe na miejsce dziewczynka była już poza oczkiem. Wyciągnęły ją osoby postronne i udzieliły też pierwszej pomocy, ponieważ dziecko nie wykazywało żadnych funkcji życiowych. Brakowało oddechu, brakowało tętna. Później dzieckiem zajął się zespół ratownictwa medycznego, który podjął się reanimacji. Nie wiemy, ile czasu dziewczynka była w wodzie. Na szczęście ratownikom udało się przywrócić jej czynności życiowe. Ze względu na duże emocje dwie osoby straciły przytomność i im także strażacy udzielili pomocy - mówiła wówczas Magdalena Cwynar, rzeczniczka dolnośląskiej straży pożarnej.
W pobliżu oczka lądował śmigłowiec LPR, który zabrał dziewczynkę do szpitala przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Po ponad tygodniu od wypadku prokuratura poinformowała, że dziecko wybudziło się ze śpiączki.
Strzelińska prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo, w którym ustalane są okoliczności zdarzenia.
- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że dziecko dosłownie na chwilę zniknęło z pola widzenia matki, która po chwili zaczęła go szukać. Dziewczynka wpadła do oczka wodnego, ale zanim ją tam dostrzeżono i wyciągnięto z wody, minęło około 11 minut. Dwulatka była reanimowana - informuje Anna Placzek-Grzelak, rzeczniczka wrocławskiej prokuratury.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24