Autobus komunikacji miejskiej stoczył się z wzniesienia na ulicy Kościuszki przed ulicą Hallera w Kamiennej Górze. Potem - jak relacjonuje sierżant sztabowy Katarzyna Trzepak-Balicka - pojazd wpadał na kolejne samochody osobowe i uszkodził jeden z okolicznych budynków. Zdarzenie zostało zakwalifikowane jako kolizja, trwa ustalanie jego przyczyn.
Sierżant sztabowy Trzepak-Balicka przekazuje w rozmowie z tvn24.pl, że 59-letni kierowca autobusu już po zdarzeniu przekazywał, że prawdopodobnie doszło do usterki hamulców. - Do zdarzenia doszło na ulicy Kościuszki przed ulicą Hallera. Pojazd stoczył się ze wzniesienia, hamulce - jak twierdzi kierowca - nie działały - mówi policjantka.
Autobus miejski uszkodził łącznie sześć samochodów osobowych, wjechał w budynek, odbił się od niego i zatrzymał się na jezdni.
- W autobusie było 10 osób, wszyscy z pojazdu wyszli o własnych siłach, nikt nie potrzebował pomocy medycznej. Nie ucierpiały też osoby znajdujące się w pozostałych pojazdach - dodaje sierż. sztab. Trzepak-Balicka.
Dodaje, że 59-letni kierowca był trzeźwy.
"Najedliśmy się sporo strachu"
W autobusie jechał Janusz Bąk. W rozmowie z TVN24 opowiada, że pojazd jechał z góry, od ulicy Hallera.
- Nie było żadnego hamowania, sporo strachu się najedliśmy. Najpierw jedno auto uszkodził, potem kolejne i kolejne. Jeszcze trochę i byśmy do rzeki wpadli - opowiadał pasażer.
Wspomina, że "kierowca nie wiedział, co robić". Jego zdaniem, autobus toczył się około trzystu metrów.
- Kirowca krzyczał, że będzie gwałtowne hamowanie. A tu nie było hamowania, ani deka - mówi.
Kapitan Adrian Książek, dowódca Państwowej Straży Pożarnej w Kamiennej Górze przekazał, że pojazd uderzył w budynek, bo - jak opowiadał funkcjonariuszom kierowca - chciał uniknąć zderzenia z kolejnymi pojazdami.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24