Wygląd kobiety, która szła drogą między dwoma dolnośląskimi miejscowościami wzbudził niepokój kierowców. Była poparzona, miała zniszczoną odzież i nie było z nią kontaktu. Po przewiezieniu do szpitala zmarła z powodu szoku poparzeniowego. Prokuratura sprawdza, jak doszło do tragedii.
Kobietę znaleziono 4 marca. Szła poboczem drogi wylotowej ze Strzegomia w kierunku Legnicy. - Kierowcy zauważyli dziwnie wyglądającą kobietę. Wyglądała jakby ktoś ją podpalił, nie było z nią kontaktu, dziwnie się zachowywała - informuje Ewa Ścierzyńska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Przed śmiercią nie została przesłuchana
Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe. Później kobietę przetransportowano śmigłowcem LPR do szpitala w Nowej Soli. - Pacjentka była przytomna, gdy do nas trafiła. Nie chciała mówić o okolicznościach zdarzenia - mówi Jarosław Stolarski ze szpitala w Nowej Soli.
- Obrażenia okazały się na tyle poważne, że nie było możliwości przesłuchania. Kobieta zmarła 7 marca - relacjonuje prokurator.
Według wstępnych wyników sekcji zwłok przyczyną zgonu był wstrząs poparzeniowy. 50-latka miała oparzenia trzeciego i czwartego stopnia na ponad 50 proc. powierzchni ciała. Biegły nie znalazł innych obrażeń.
Przyjechała na pogrzeb, miała wracać do Holandii
Policjanci ustalili już tożsamość zmarłej. Kobieta na co dzień mieszkała za granicą. 1 marca przyjechała do Polski na pogrzeb swojego brata. W dniu, gdy znaleziono ją przy drodze, wyszła z domu na busa, którym miała wrócić do Holandii. Kilka godzin później zauważyli ją kierowcy. Nie miała przy sobie bagażu. Teraz śledczy sprawdzają, co się wydarzyło i jak doszło do poparzeń.
- Śledztwo zostało wszczęte w kierunku spowodowania ciężkich obrażeń ciała skutkujących śmiercią. Grozi za to do 12 lat więzienia - mówi Ścierzyńska.
Kobietę znaleziono na rogatkach Strzegomia:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław