Ekolodzy z Dolnego Śląska i innych województw we wtorek wypłynęli kajakami na Odrę, by posprzątać rzekę. Alarmują, że stężenie mikroplastiku w rybach i owocach morza, które zjadamy, jest coraz większe. Jedną z przyczyn są odpady, które zamiast do recyklingu trafiają do wody.
Do akcji "Czysta Odra" zgłosiło się 20 tysięcy wolontariuszy. - Takie właśnie akcje w całej Polsce na dorzeczu Odry są prowadzone. Na lądzie, na brzegu, są nawet nurkowania - opisuje Dominik Dobrowolski, organizator akcji. Jak dodaje, cel inicjatywy jest prosty: chodzi o to, by w wodzie nie pływały śmieci.
- Przypomnę, że większość tych śmieciorów, co trafia do rzeki prędzej czy później trafia do Bałtyku, a później my w tych dorszach i innych owocach morza spożywamy te mikroplastiki. Badacze, którzy zajmowali się tym problemem mówili, że każdego tygodnia spożywamy około jednej karty kredytowej w pokarmie i płynach - alarmuje Dobrowolski.
Czytaj też: Mikroplastik może być jeszcze bardziej niebezpieczny. Na cząsteczkach mogą gromadzić się trujące substancje
Ekolodzy sprzątający Odrę najwięcej wyławiają odpadów jednorazowych, które nie ulegają rozkładowi, tylko rozpadają się właśnie na mikroplastik.
"Troska o nasze małe ojczyzny"
Organizator akcji zwraca uwagę, że w Polsce brakuje systemu kaucyjnego, który zachęcałby konsumentów do oddawania jednorazowych opakowań w odpowiednie miejsce. Taki system funkcjonuje między innymi w Szwecji, Danii i Finlandii.
Jak wskazuje, 95 procent opakowań znajdowanych w rzekach, w krajach skandynawskich trafia z powrotem do sklepów. - Natomiast u nas trafia do rzeki, i prędzej czy później do Bałtyku - tłumaczy Dobrowolski.
Rozmówca TVN24 ocenia, że działania proekologiczne są "najwłaściwszą formą patriotyzmu, bo to troska o nasze małe ojczyzny". - Zależy nam na czystych lasach, żeby ich nie wyrąbywać, na czystej wodzie, żeby jej nie zatruwać, na tym, żeby segregować odpady. To są bardzo banalne rzeczy - przekonuje.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24