W hrabstwie Los Angeles w południowej Kalifornii trwa gaszenie kilku potężnych pożarów, które od wtorku trawią zachodnie i północne obrzeża miasta. W akcji bierze udział blisko 1000 więźniów-strażaków - poinformował w niedzielę portal dziennika "Washington Post". Żywioł pochłonął już życie co najmniej 16 osób, taka sama jest liczba zaginionych. Meteorolodzy ostrzegają przed powrotem silnego wiatru.
W sobotę władze rozpoczęły operację poszukiwawczo-ratowniczą w rejonie Eaton na północny wschód od Los Angeles. W teren ruszyły zespoły wyposażone w psy wytrenowane do poszukiwania zwłok. - Niestety, podczas tych poszukiwań znaleźliśmy trzy osoby zmarłe - powiedział szeryf hrabstwa Los Angeles Robert Runa. - W miarę kontynuowania tych poszukiwań przewiduję, że liczba ta niestety wzrośnie - dodał.
W pożarze w Eaton potwierdzono do tej pory śmierć 11 osób, a pozostałych pięć zgonów odnotowano w Pacific Palisades, na zachód od aglomeracji. Na liście zaginionych w wyniku pożarów znajduje się 16 osób, jednak według władz ta liczba może się zwiększyć. - Dziesiątki kolejnych zgłoszeń mogło wpłynąć dziś rano, są obecnie sprawdzane - przekazał na konferencji prasowej Luna. - Na szczęście wśród zgłoszonych zaginięć nie ma dzieci - zaznaczył. Szeryf zaapelował do mieszkańców, aby zgłaszali każdą osobę, co do której istnieje podejrzenie, że zaginęła - podała stacja CNN.
Luna powiadomił, że w strefach objętych pożarem (oraz godziną policyjną) aresztowano dotąd 29 osób. Jednego zatrzymano, gdy w przebraniu strażaka włamywał się do domu.
Według informacji straży pożarnej, które cytują amerykańskie media, w sobotę opanowano nieco ponad 10 procent pożaru Palisades oraz około 27 proc. Eaton, który szybko stał się jednym z najbardziej śmiercionośnych pożarów w Kalifornii. Udało się powstrzymać ogień w trudnym z powodu ukształtowania terenu kanionie Mandeville, na zachód od Los Angeles. Walka z ogniem trwa natomiast między innymi w uchodzącej za ekskluzywną dzielnicy Brentwood, w zachodniej części miasta.
Liczba osób objętych nakazami ewakuacji spadła do około 105 tysięcy osób.
W gwałtownej pożodze spłonęło około 16 tys. hektarów i zniszczonych zostało ponad 12 tys. budynków.
Wiatr ma się znów nasilić
Obecnie największy niepokój strażaków budzi wiatr Santa Ana - suchy, pustynny fen. Prognozy mówią o porywach przekraczających prędkość 50-58 kilometrów na godzinę. W związku z tym we wschodniej części hrabstwa Los Angeles wprowadzono najwyższy, czerwony alert.
- Obawiamy się, że w niedzielę wieczorem siła wiatru wzrośnie - powiedziała Rose Schoenfield z amerykańskiego instytutu meteorologicznego, którą cytuje portal dziennika "Los Angeles Times". - Ogólnie nie wygląda to dobrze - dodała.
Jak zapowiedział Anthony Marrone, szef straży pożarnej hrabstwa Los Angeles, do środy będą się utrzymywać sprzyjające pożarom warunki pogodowe. Towarzysząca im bardzo niska wilgotność "utrzyma zagrożenie pożarowe w hrabstwie na bardzo wysokim poziomie" - stwierdził.
Blisko 1000 więźniów-strażaków gasi pożary
W gaszeniu pożarów uczestniczą amerykańskie i międzynarodowe zastępy strażackie, między innymi z Kanady i Meksyku.
Pożary gasi też prawie 1000 strażaków odbywających karę w więzieniu. Program dla więźniów-strażaków (i więźniarek, bo uczestniczą w nim również kobiety) działa w Kalifornii od około 80 lat. Zainteresowani udziałem więźniowie muszą spełnić wymogi bezpieczeństwa (nie mogą być skazani za gwałt i inne przestępstwa seksualne, podpalenia oraz ucieczki) i przejść dwutygodniowe szkolenie - wyjaśnił magazyn "Smithsonian". Istnieją także wyłącznie więźniarskie załogi pożarnicze, zakwaterowane w tak zwanych obozach strażackich - można spędzić tam do siedmiu lat. Chociaż liczba więźniów-strażaków wahała się na przestrzeni lat, często stanowili oni około jednej trzeciej sił strażackich Kalifornii.
Zarabiają oni niewielkie kwoty. Obecnie jest to maksymalnie 10,24 dolarów dziennie - przekazał portal dziennika "New York Times". Za każdą godzinę pracy w sytuacjach kryzysowych dostają dodatkowo 1 dolara. Tym samym za dzień pracy więźniowie strażacy zarabiają mniej, niż wynosi w Kalifornii płaca minimalna (16,5 dolara za godzinę) i znacznie mniej niż inne formacje. Strażacy zatrudnieni przez miasto Los Angeles zarabiają od 85 tysięcy dolarów rocznie.
Dodatkowo więźniom-strażakom za każdy dzień służby w straży pożarnej odlicza się do dwóch dni od wyroku. Więźniowie-strażacy pracują dobrowolnie, nie można ich zmusić do udziału w akcji. Nie obsługują wozów strażackich - używają "narzędzi ręcznych", pracują też jako personel pomocniczy dla innych pracowników służb ratowniczych - przekazał portal "NYT". Są wzywani najczęściej do pożarów lasów. Usiłują odciąć ogień poprzez robienie przecinek, do czego stosują łopaty, siekiery i piły łańcuchowe.
Szefowa straży pożarnej Los Angeles Kristin Crowley zaapelowała do mieszkańców, którzy uciekli przed pożarem Palisades, o zachowanie cierpliwości. Ratownicy nadal "pracują tak szybko, jak to możliwe" - podkreśliła. - W rejonie Palisades wciąż płonie ogień. (...) Nie ma prądu, nie ma wody, przewody gazowe zostały uszkodzone, a konstrukcje (budynków) stały się niestabilne - mówiła. Policjanci, którzy eskortowali ludzi, chcących dostać się do swoich zrujnowanych domów w poszukiwaniu dokumentów, zwierząt czy leków musieli zawiesić te działania: rozpoczęły się przeszukiwania terenu.
Władze uprzedziły, że powietrze nad miastem jest nadal zanieczyszczone. Na zadymionych terenach ludzie powinni nosić maski N95.
Jak poinformowała na niedzielnej konferencji prasowej burmistrz Karen Bass, ponad 13 tys. osób przekazało ponad 6 mln dolarów na rzecz funduszu Wildlife Recovery Fund, który będzie wykorzystany do wsparcia dotkniętych pożarami mieszkańców Los Angeles. - Pomagają nam ludzie zewsząd - powiedziała Bass i dodała: - Chcę im podziękować.
Krytyka władz
Nie słabnie krytyka władz stanowych i miejskich za brak odpowiedniej reakcji na wydarzenia ostatnich dni. Część lokalnej społeczności zarzuca burmistrz Los Angeles Karen Bass, że władze miasta nie ostrzegły na czas mieszkańców, ani nie przygotowały się odpowiednio na walkę z pożarami.
Już po ich wybuchu szefowa straży pożarnej Los Angeles Kristin Crowley poinformowała, że rada miasta ograniczyła tegoroczny budżet kierowanej przez nią służby aż o 17 milionów dolarów. Podkreśliła, że w sposób wymierny przekłada się to na skuteczność walki z obecnymi pożarami.
Kwestią, która budzi najwięcej emocji, są miejskie hydranty, w których woda albo zupełnie nie płynęła albo wystarczyło jej na zaledwie kilka godzin. Gubernator Kalifornii Gavin Newsome zlecił wyjaśnienie tej sprawy i zapowiedział ukaranie winnych. Z tego powodu demokratyczne władze miasta i stanu krytykują m.in. oponenci z Partii Republikańskiej. W niedzielę po raz kolejny głos w sprawie zabrał prezydent elekt USA. "Pożary wciąż szaleją w Los Angeles. Niekompetentni politycy nie mają pojęcia, jak je ugasić" - napisał w mediach społecznościowych Donald Trump.
Źródło: PAP, NBC News, CNN
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/ALLISON DINNER