- Tegoroczna zima jest wyjątkowo ciepła. Jeżeli popatrzymy na dane publikowane przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, jak wyglądał przebieg temperatury w styczniu i w lutym, to widać w stosunku do normy, którą reprezentuje średnia z wielolecia, że mieliśmy odchylenia na poziomie od czterech do pięciu stopni Celsjusza. Ta temperatura była znacznie wyższa w okresie zimowym. To się przełożyło na brak pokrywy śnieżnej - mówił na antenie TVN24 w programie "Wstajesz i weekend" doktor habilitowany Artur Magnuszewski, hydrolog z Zakładu Hydrologii Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych na Uniwersytecie Warszawskim i profesor tej uczelni.
Nie było śniegu
Jak mówił, w warunkach polskich mamy system zasilania rzek, zwany systemem śnieżno-opadowym. To znaczy, że większość odpływu rzecznego i zasobów wodnych jest związanych z topnieniem pokrywy śnieżnej. Jak przekonywał Magnuszewski, w normalnych warunkach na rzekach nizinnych te największe wezbrania występują w okresie wiosny pod koniec marca i w kwietniu.
- W tej chwili, jak popatrzymy na dane z posterunków wodowskazowych, widzimy, że praktycznie na wszystkich rzekach jest niżówka, nie ma zasilania z pokrywy śnieżnej - tłumaczył hydrolog. Dodał, że niedobory występują także w wodach podziemnych.
SUSZA W POLSCE. MAMY "JEDNĄ Z NAJGORSZYCH SYTUACJI OD PONAD STU LAT"
Newralgiczny moment
Magnuszewski ocenił, że spoglądając na dane klimatyczne można powiedzieć, że luty był dosyć wilgotny.
- Średnie odchylenie od normy pod względem opadów było dosyć duże, były miejsca, gdzie te opady sięgały 200 procent normy. Patrząc na obserwacje Państwowego Instytutu Geologicznego i sytuację hydrogeologiczną, w ostatniej prognozie, jak będzie wyglądała sytuacja do końca kwietnia, mówi się o krótkim zasileniu tych zasobów wód podziemnych - przekonywał ekspert.
Teraz zaczyna się okres wegetacyjny. Magnuszewski nazwał ten moment "newralgicznym".
- Ilość wody zgromadzona w glebie powinna służyć tym roślinom, które startują na początku okresu wegetacyjnego. Tutaj jest kłopot, bo wracając do danych, to jak popatrzymy, jak wyglądał marzec tego roku w stosunku do wartości średnich z wielolecia, mamy miejsca, gdzie spadło tylko 40 procent normy opadów, w porównaniu z wieloleciem. Jest bardzo sucho, zwłaszcza marzec był niekorzystny. Teraz pytanie, co będzie dalej - mówił Magnuszewski.
Jaki jest wpływ człowieka?
Jak przekazał hydrolog, w kwietniu opadów też było niewiele. Sprzyjała temu wyżowa, sucha pogoda.
- Jest nadzieja, że w maju pojawią się jakieś większe opady, ale z kolei mamy taki problem, że jeśli popatrzymy na bilans wodny w warunkach polskich, to w maju też zaczyna się taki moment, że zaczyna się bardzo wysokie parowanie. Można powiedzieć, że w tej ciepłej porze roku mamy wysokie sumy opadów, które są w okresie letnim, ale jednocześnie wielkość parowania przekracza zasób wody, który dostarczają opady - przekonywał profesor. Dodał, że porównanie opadów z parowaniem w okresie półrocza letniego jest ujemne, więcej wody tracimy podczas parowania, niż opady są nam w stanie je uzupełnić.
Na ile do obecnej sytuacji hydrologicznej przyczynia się człowiek? Profesor wspomniał o zmianach klimatu, choć dokładna ocena stopnia wpływu ludzi na ten aspekt nie jest jednoznaczna.
- W tak krótkim okresie, kilku miesiącach, trudno jest określić, że ewidentnie jest to wpływ człowieka. Natomiast ta wyjątkowo ciepła zima z niskimi sumami opadów jest zastanawiająca. Ten rok będzie wyjątkowy, jeśli chodzi o przebieg charakterystyk hydrologicznych - nie będziemy mieli tych wezbrań zimowych związanych z roztopami i przechodzimy do tej niewiadomej, jaką jest półrocze letnie - mówił Magnuszewski.
Zobacz całą rozmowę z profesorem:
Trudna sytuacja nad Biebrzą
Suszę widać w wielu regionach Polski, między innymi na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego. To trudna sytuacja nie tylko dla roślin, ale też dla zwierząt. Jak mówił dyrektor parku Andrzej Grygoruk, w kwietniu w tej chwili stan wodowskazu na rzece Biebrza powinien wskazywać 304 centymetry, a teraz są 174 cm.
- Brakuje 130 centymetrów wody w dolinie Biebrzy. Na wysoczyznach jest totalna susza, a gleba, która powinna być teraz uwodniona, wschody roślin, zasiewy, to wszystko jest wywiewane - mówił Grygoruk.
Dodał, że kiedyś kwiecień był takim miesiącem, kiedy przyroda budziła się do życia. Teraz niewidoczne są nawet kaczeńce, które zwykle o tej porze się pojawiały.
- Wszędzie krajobraz otoczenia parku jest bardzo smutny - uzupełnił Grygoruk.
Wtórował mu Zenon Borawski, przewodnik parku.
- Park Biebrzański to jest taka gąbka, to jest najlepszy sposób zatrzymania wody. Jeżeli teraz nie ma mrozu, ta woda z tej gąbki po prostu ucieka. Nie pamiętam takiej wiosny o takim niskim stanie wody, nie pamiętam też takiej zimy, żeby nie było śniegu i mrozu - mówił Borawski.
Komentarzy 0