Dwóch mężczyzn z powiatu olsztyńskiego wrzuciło psa do betonowej studni, bo - jak próbowali potem tłumaczyć policjantom - miał szczekać na rowerzystów. Został uratowany dzięki postawie przechodnia, który zauważył zdarzenie i sam zatrzymał sprawców. Zwierzę, które prawdopodobnie należało do jednego z oprawców, jest teraz pod opieką schroniska. Mężczyznom grozi odpowiedzialność karna.
O zdarzeniu w gminie Dywity policja została powiadomiona przez świadka, który ujął sprawców znęcania się nad zwierzęciem. Zauważył jak dwóch mężczyzn wrzuca niewielkiego psa do betonowej studni. Wewnątrz nie było wody, ale studnia była na tyle głęboka, ze zwierzę nie mogło wydostać się z niej samodzielnie. - Świadek, mając świadomość, że życie i zdrowie zwierzęcia jest zagrożone, natychmiast zareagował. Zadzwonił na numer alarmowy, a następnie podszedł do studni i zrzucił betonowy właz, aby pomóc zwierzęciu. Po chwili na miejscu pojawił się patrol, któremu przekazał wskazanych mężczyzn - poinformował mł. asp. Andrzej Jurkun z Zespołu Prasowo-Informacyjnego Komendy Miejskiej w Olsztynie.
Oprawcy psa to dwaj mieszkańcy powiatu olsztyńskiego w wieku 40 i 59 lat. W chwili zatrzymania byli kompletnie pijani. W organizmie pierwszego z nich krążył ponad promil, a drugiego około 2 promili alkoholu.
Policja poinformowała, że obaj zatrzymani w najbliższym czasie usłyszą zarzut znęcania się na zwierzęciem, za co grozi do 3 lat więzienia. Jeżeli sąd uzna, że działali oni ze szczególnym okrucieństwem, wówczas może grozić im do 5 lat pozbawienia wolności.
Suczka ma laktację i jest w ciężkim stanie psychicznym
Zwierzęciem zaopiekowali się pracownicy schroniska w Tomarynach, którzy wydostali je ze studni i zabrali go do swojej placówki.
- Na razie suczka jest w bardzo ciężkim stanie psychicznym. Panicznie boi się człowieka, przejawia agresję lękową. Ponadto jest wychudzona i co gorsza - ma laktację. Dwa dni szukaliśmy szczeniaków, które mogłaby wykarmić, ale niestety nie udało nam się żadnych znaleźć - mówi Monika Kulesza, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Tomarynach.
Oprawcy zapewniali funkcjonariuszy, że pies, którego wrzucili do studni, nie należy do żadnego z nich. Tłumaczyli, że wrzucili błąkającego się psa do studni, bo miał szczekać na osoby jadące rowerem. Z informacji jakie udało się uzyskać wolontariuszom ze schroniska wynika jednak, że kłamali, bo suczka należała do jednego z nich.
- Uważamy, że sunia musiała znać tych mężczyzn. Jest psem półdzikim, bardzo nieufnym, który nie dałby się złapać obcej osobie. Nasze przypuszczenia potwierdził zresztą telefon od mieszkańca okolicznej wsi, który zapewniał że zwierzę należy do jednego z zatrzymanych. Pojechaliśmy nawet na miejsce, żeby to sprawdzić. Sąsiedzi utrzymują wersję, że suczka mieszkała na jednej z posesji i chodziła w towarzystwie jednego z oprawców - dodaje Kulesza.
Pies przebywa na kwarantannie. Według oceny wolontariuszy schroniska zwierzę jest jeszcze młode, ma około 2-3 lat. Kierowniczka schroniska zapewnia, że mimo kiepskiego stanu psychofizycznego, w przyszłości będą dla suczki szukali domu. Na początku chociaż tymczasowego, w którym będzie mogła oswoić się z obecnością człowieka.
- Pewnie będzie wymagała pracy z behawiorystą - podkreśla.
Źródło: KMP Olsztyn, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: KMP Olsztyn