Ekipa "SANTI Odnaleźć Orła" odkrywa kulisy poszukiwań legendarnego okrętu. Członkowie ekspedycji pokazali, jak wyglądał na sonarze jeden z wraków, na który trafili podczas ostatniego rejsu po Morzu Północnym. Niestety, poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Mimo to załoga się nie poddaje i już planuje kolejne rejsy.
Zaginięcie ORP Orła jest jedną z największych zagadek w historii polskiego wojska. 10-osobowa ekipa, która szukała wraku, wróciła już z Morza Północnego. Naukowcy przeczesywali obszar "o powierzchni wielkości Gdyni".
Jak tir we mgle
- Szukanie wraku na dnie morza jest jak szukanie obiektu o wielkości tira, na obszarze dwa razy większym niż Polska w dodatku w gęstej mgle. Wierzę, że nadejdzie dzień, kiedy na niego trafimy - tak o ostatnich poszukiwaniach legendarnego wraku mówi Tomasz Stachura, szef ekspedycji.
Teraz, kiedy emocje już trochę opadły, załoga prezentuje nagranie z sonaru, na którym widać jeden z kilku wraków, na które trafili. Niestety żaden z nich nie okazał się Orłem.
- Nie mamy żadnych informacji o tym wraku. Ale pokazujemy go, bo chcemy pokazać ludziom to, co widzieli członkowie załogi - tłumaczy Marta Gapińska z biura prasowego ekspedycji.
"Musimy zbadać 10 razy większy obszar"
Załoga nie zamierza się poddawać i podkreśla, że poszukiwania Orła to projekt długofalowy, który zamierzają kontynuować.
- Dalej podtrzymujemy przyjętą wcześniej hipotezę dotyczącą potencjalnego miejsca zaginięcia Orła. Teraz przebadaliśmy część obszaru, na którym zakładamy, że Orzeł się znajduje. Zrobiliśmy kolejny krok. Jesteśmy nastawieni na kolejne poszukiwania. Żeby wykluczyć naszą hipotezę należy zbadać obszar 10 razy większy, przeanalizować okręg o powierzchni 15 mil morskich. Dlatego projekt będziemy kontynuować – mówi Tomasz Stachura, szef ekspedycji.
"Sprawdziliśmy obszar wielkości Gdyni"
Podczas poszukiwań dziesięcioosobowa załoga korzystała ze sprzętu o wartości niemal 2 mln zł. Instytut Morski w Gdańsku wypożyczył im:sondę wielowiązkową, sonar boczny czy samobieżny pojazd z kamerami ROV. Jak podkreślają członkowie ekspedycji, tej klasy sprzęt eliminuje ryzyko przeoczenia czegokolwiek na dnie i umożliwia pełną identyfikację wraku.
- Nasze sonary pracowały 24 godziny na dobę. Zbadaliśmy obszar dna przekraczający powierzchnię całej Gdyni skanując pas o szerokości 350 m z prędkością 4 węzłów. To trochę tak jakby poruszać się w tempie pieszego mając w ręku skaner o szerokości 350 metrów i w ciągu tygodnia pokonać dystans ponad 800 km – opowiada dr Benedykt Hac, hydrograf.
To nie Orzeł tylko ryby
Jak wspominał Hac, przeszukiwanie dna to dość żmudna i monotonna praca. Załoga nawet w pewnym momencie trafiła na podłużny kształt, który wyglądał niczym łódź podwodna. Adrenalina na pokładzie sięgała wtedy zenitu.
- Serca im zamarły. Pojawiło się tysiące pytań i tak nadzieja, że to właśnie Orzeł. Niestety po ponownym sprawdzeniu obiektu okazało się, że to tylko ławica ryb, która układała się w różne kształty - mówi Gapińska.
Dlaczego ORP Orzeł jest tak cenny?
Okręt zbudowano w holenderskiej stoczni De Schelde. Część pieniędzy na jednostkę zebrano w formie dobrowolnych składek społecznych. Przybył do Polski na początku 1939 roku i w swoim czasie był jednym z najnowocześniejszych i najpotężniejszych okrętów podwodnych na Bałtyku. Przed wojną dołączył do niego jeszcze bliźniaczy ORP Sęp.
Podczas kampanii wrześniowej ORP Orzeł działał na południowym Bałtyku. Był wielokrotnie atakowany przez Niemców i odniósł drobne uszkodzenia. Z powodu swojej domniemanej choroby dowódca postanowił zawinąć do teoretycznie neutralnego, estońskiego Tallina. Pod naciskiem Niemców Estończycy internowali jednak polski okręt i zabrali między innymi wszystkie mapy z pokładu. Pomimo tego Polacy w nocy z 16 na 17 września uciekli ze stolicy Estonii i po liczącej 27 dni trudnej podróży dotarli do brytyjskiego Rosyth.
Po dotarciu do Wielkiej Brytanii jednostka działała u boku aliantów, walcząc z hitlerowską Kriegsmarine. Okręt patrolował akweny Morza Północnego. Jego jedynym sukcesem było zatopienie niemieckiego transportowca Rio de Janeiro transportującego wojska szykujące się do inwazji na Norwegię.
Odnalezienie okrętu - legendy byłoby spełnieniem marzeń niejednego nurka. Do tej pory szukało go już pięć niezależnych ekspedycji – bezskutecznie. Historyk dr Hubert Jando podkreśla, że ORP Orzeł jest ewenementem w skali światowej, bo na jego budowę złożyło się całe społeczeństwo.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: "Santi Odnaleźć Orła"