60-letni paralotniarz wylądował na lampie w centrum Sopotu. Mężczyźnie nic się nie stało, ale zejść musieli mu pomóc policjanci i strażacy. Sprawę będzie wyjaśniać Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Do zdarzenia doszło w środę po południu w Sopocie. Nietypowe zgłoszenie odebrał dyżurny miejskiej policji. Ktoś zadzwonił i poinformował, że na pasie zieleni pomiędzy ul. Haffnera a Sępią wylądował paralotniarz. Na miejscu szybko pojawili się policjanci.
Przeszkodził mu wiatr?
60-latek wzbił się w powietrze w Gdyni i leciał trasą przeznaczoną dla paralotniarzy aż do Sopotu. Prawdopodobnie to silny wiatr wymusił awaryjne lądowanie.
– Kiedy 60-latek próbował wylądować na pasie zielni jego paralotnia utknęła na słupie oświetleniowym. Na szczęście nie leciał już z dużą prędkością, więc spokojnie osiadł na ziemi. Nic mu się nie stało – mówi Karina Kamińska z sopockiej policji.
Sprawdzają czy miał pozwolenie
Teraz funkcjonariusze ustalają jakie były przyczyny awaryjnego lądowania. Pewne jest, że przyczyną nie była żadna usterka, a 60-latek był trzeźwy.
– Paralotniarz nie popełnił żadnego wykroczenia. Mimo wszystko nie zagrażał bezpieczeństwu innych ludzi, nie zniszczył także słupa, na którym zawisła paralotnia – tłumaczy Kamińska.
Policjanci będą za to sprawdzać czy mężczyzna ma aktualne pozwolenie na paralotnię. Kiedy doszło do wypadku nie miał go przy sobie. Sprawą zajmie się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Tutaj wylądował paralotniarz:
Autor: aa/b/kwoj / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: KWP Gdańsk