Nie pomógł ukąszonej dziewczynce. Sąd nie zgodził się na umorzenie

12-letnia dziewczynka została ukąszona przez żmiję pod domem
12-letnia dziewczynka została ukąszona przez żmiję pod domem
Źródło: tvn24
Obrońca lekarza, który odmówił podania surowicy dziewczynce ukąszonej przez żmiję, chciał by postępowanie umorzyć. Rodzice dziecka zgodzili się na ugodę, ale sąd zadecydował się jeszcze raz rozpatrzyć sprawę.

O sprawie pisaliśmy w tvn24.pl już kilkukrotnie. Bytowski lekarza złożył wyjaśnienia, ale nie przyznał się do winy.

Wnioskował o umorzenie

Obrońca lekarza zawnioskował o warunkowe umorzenie postępowania prokuratorskiego na okres dwóch lat. Zaproponował przekazanie 3 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej i 3 tys. zł dla pokrzywdzonej dziewczynki. Rodzina zgodziła się na wniosek, ale o ostatecznym umorzeniu sprawy musiał zdecydować sąd.

W środę Sąd Rejonowy w Bytowie postanowił nie uzwględniać prośby obrońcy. - Sąd uznał, że sprawę rozpatrzy na normalnej rozprawie w kwietniu. Przesłuchani wówczas będą świadkowie i biegli i dopiero wtedy zostanie wydany wyrok - tłumaczy Ryszard Krzemianiowski, prokurator rejonowy z Bytowa.

Lekarz nie przeprosił

Obecna na sprawie matka dziewczynki, Beata Śliwińska, przyznaje, że ma żal do lekarza. - Jego obowiązkiem jest ratować życie, a w tym przypadku nie pomógł - tłumaczy. - Córka miała 3 tygodnie nogę w gipsie, regularnie musieliśmy jeździć po lekarzach i robimy to aż do teraz, bo córka odczuwa jeszcze ból - dodaje matka.

- Werbalnie lekarz nigdy nie przeprosił, ale jego wyjaśnienia wskazują wprost, że nie udzielił pomocy kierując dziecko do placówki specjalistycznej - tłumaczy z kolei Krzemianiowski.

Odesłał ukąszone przez żmiję dziecko

12-letnią Weronikę z Bawernicy w gminie Parchowo żmija ukąsiła, kiedy dziecko bawiło się na podwórku przed domem. Do szpitala w Bytowie Weronikę zawiozła matka. - Lekarz po rozmowie z dzieckiem stwierdził, że to nie mogła być żmija – opowiadała wcześniej matka.

Lekarz odmówił podania surowicy dziecku i odesłał ją do Słupska. Jednak nie wysłał dziecka karetką pogotowia. Do Słupska Weronikę zawiozła matka własnym autem. Na szczęście tam szybko zareagowano i podano dziewczynce leki.

Szpital nie widzi problemu

Władze szpitala od początku uważały, że błędu nie popełniono. Tłumaczono, że „surowicę podaje się tylko pod specjalnym nadzorem, w szpitalach specjalistycznych, które zajmują się dziećmi, głównie w oddziałach chirurgii dziecięcej i tam dziecko zostało odesłane".

Ja tłumaczyła w połowie grudnia TVN24 Ewa Wichłacz, rzecznik szpitala, lekarz od lipca zajmuje to samo stanowisko, nie zmienił się jego zakres obowiązków, gdyż zgodnie z zasadą domniemania niewinności, do momentu wydania prawomocnego wyroku uznają pracownika za niewinnego.

Autor: ws/aja / Źródło: TVN24 Pomorze

Czytaj także: