"Ekspozycja nie tylko przybliża przyczyny, przebieg i konsekwencje masowej rekrutacji prowadzonej przez III Rzeszę w naszym regionie, ale także stawia istotne pytania o pamięć – i zapomnienie – tego zjawiska po 1945 roku" - tak o wystawie "Nasi chłopcy", która stała się celem ataku ze strony prawicowych polityków, piszą na swojej stronie władze Muzeum Gdańska.
Wystawa, która została otwarta w sobotę (12 lipca) w Galerii Palowej gdańskiego Ratusza Głównego Miasta, opowiada o "pokoleniach dorastających w cieniu przemilczeń, o potomkach, którzy próbują dziś zrozumieć decyzje swoich dziadków i pradziadków". Ekspozycja powstała we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie "w oparciu o zbiory muzeów pomorskich oraz kilkudziesięciu rodzin z Pomorza i Gdańska".
Burza wokół wystawy "Nasi chłopcy" w Muzeum Gdańska
W kolejnych dniach po wernisażu na władze Muzeum Gdańska posypała się lawina krytyki. "Może jacyś chłopcy od Dulkiewicz i jej kolegów służyli Hitlerowi, ale nasi nie!" - napisał w serwisie X Tobiasz Bocheński, europoseł PiS, były kandydat tej partii na prezydenta Warszawy. "To jest niebywały poziom zidiocenia i zdrady sprawy polskiej. Tytuł tej wystawy jest obrzydliwy, mylący i bulwersujący. Zróbcie jeszcze wystawę 'Nasi chłopcy w NKWD. Losy mieszkańców I Rzeczpospolitej w ZSRR'" - ironizował polityk.
Do chóru oburzonych dołączył również wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. "Wystawa w Muzeum Gdańska 'Nasi chłopcy' dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach" - napisał szef ludowców.
Z kolei przewodniczący KP PiS, były szef MON Mariusz Błaszczak ocenił, że wystawa "to jawna realizacja niemieckiej narracji, a prowadzą ją przecież instytucje, które powinny strzec polskiej pamięci historycznej. Tego rodzaju wystawy to próba przekłamania historii. 'Nasi chłopcy' bronili Polski i ginęli od niemieckich dział, a nie zakładali mundury Wermachtu czy SS". Błaszczak stwierdził, że wystawa Muzeum Gdańska "to polityczna prowokacja i kolejny dowód, że 'strażnicy pamięci' spod znaku Koalicji 13 grudnia realizują niemiecką agendę historyczną". Krytyczny wpis zamieściła również europosłanka PiS Anna Zalewska, była ministra edukacji.
Są jednak i tacy, którzy stanęli w obronie władz placówki. Jedną z takich osób jest europoseł Koalicji Obywatelskiej Łukasz Kohut. "Błaszczak i inni pisowcy krzyczą w oburzeniu o 'zakłamywaniu historii'. Nie! Zakłamywanie historii to przemilczanie tych zdarzeń. Moi przodkowie, Ślązacy, też ginęli na wojnie, często w innym mundurze niż polski i nie zasłużyli na zapomnienie. Historia nie jest czarno-biała i czas przestać udawać, że kiedykolwiek była" - napisał polityk KO na platformie X.
Prezydent atakuje, ministerstwo broni
Do sprawy odniósł się we wpisie na swoim profilu na platformie X prezydent Andrzej Duda, który stwierdził, że "nie ma zgody na relatywizowanie historii!". Podkreślił, że informację o wystawie przyjął "z oburzeniem".
"Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako 'naszych' to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska Polaków" - napisał prezydent.
Andrzej Duda podkreślił, że "Polacy, jako naród, byli ofiarami niemieckiej okupacji i niemieckiego terroru, a nie jego sprawcami, czy uczestnikami. Gdańsk – miejsce, gdzie zaczęła się II wojna światowa – nie może być sceną dla narracji, które rozmywają odpowiedzialność sprawców".
"Takie działania podważają fundamenty naszej tożsamości i godzą w szacunek dla Ofiar. Jako Prezydent Rzeczypospolitej stanowczo się temu sprzeciwiam. Kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu" - czytamy we wpisie.
Stanowisko zajęło także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W komunikacie zatytułowanym "Stop dezinformacji w social mediach!" czytamy, że "wystawa 'Nasi chłopcy' prezentowana przez Muzeum Gdańska przywraca pamięć o Polakach, którym podmiotowość została przemocą odebrana, i o których na całe dekady zapomniano".
"Wystawa przybliża losy dziesiątków tysięcy Polaków, przymusem wcielonych do Wehrmachtu. Ogromna część z nich zdezerterowała, zasilając później szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Misją instytucji takich jak muzea jest rzetelne i kompleksowe prezentowanie historii, często dotyczącej tematów trudnych i do tej pory przemilczanych" - stwierdziły władze MKiDN.
"Zarzuty o przekłamywanie historii, które forsowanie są przez część sceny politycznej są nie tylko szkodliwe - podważają zaufanie do instytucji, których fundamentalnym zadaniem jest strzeżenie prawdy historycznej. Instytucje muzealne kierują się etosem badawczym, opartym na weryfikacji źródeł, analizie faktów i prezentowaniu różnorodnych perspektyw. Przeszłość powinna być i jest opowiadana przez polskie instytucje kultury w sposób rzetelny, a nie taki w który wykorzystywane są wygodne narracje polityczne" - czytamy w komunikacie.
Muzeum Gdańska: oskarżenia o gloryfikowanie są niesprawiedliwe
Do fali krytyki odniosło się na swoim profilu na Facebooku Muzeum Gdańska. Władze placówki wyjaśniły w oświadczeniu, że wystawa "opowiada o przymusowych wcieleniach Pomorzan do Wehrmachtu po 1939 roku. Nie jest to temat łatwy, ale ważny – dotyczy setek tysięcy ludzi, którzy po wojnie przez dekady milczeli ze wstydu lub strachu. Ekspozycja została przygotowana we współpracy z renomowanymi instytucjami naukowymi i jest oparta na faktach".
Jak wyjaśniono, "tytuł wystawy odwołuje się do rodzinnej pamięci – tak o tych mężczyznach mówili ich bliscy. Nie usprawiedliwiamy zbrodni Wehrmachtu. Pokazujemy dramat ludzi, którym odebrano wybór".
"Oskarżenia o rzekome 'gloryfikowanie' są niesprawiedliwe i wynikają często z braku znajomości wystawy. Zachęcamy do osobistego odwiedzenia ekspozycji, zanim wyda się ostateczne oceny" - czytamy w komentarzu zamieszczonym przez władze muzeum.
Władze muzeum o "retoryce propagandy PRL-u"
W opublikowanym w poniedziałek po południu oświadczeniu Muzeum Gdańska wyraziło "stanowczy sprzeciw wobec niesprawiedliwych i powierzchownych ocen pojawiających się w przestrzeni publicznej - często ze strony osób, które nie zapoznały się ani z samą ekspozycją, ani z jej kontekstem historycznym i edukacyjnym. Ubolewamy nad tym, że narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych".
Jak podkreślono, wystawa "Nasi chłopcy" jest "efektem pracy zespołu historyków i muzealników, którzy od lat zajmują się dokumentowaniem złożonych losów mieszkańców Pomorza i innych ziem wcielonych do III Rzeszy".
"Nie gloryfikujemy Wehrmachtu. Pokazujemy cierpienie ludzi, którym odebrano wybór. Odmawianie im dziś polskości jest głęboko niesprawiedliwe i przypomina retorykę propagandy PRL-u, która przez dekady stygmatyzowała ofiary, a nie sprawców" - zaznaczyli pracownicy muzeum.
W oświadczeniu czytamy też, że "przymusowa germanizacja, wpisy na Volkslistę, wcielenia do armii niemieckiej - to działania okupanta. Wielu Pomorzan dezerterowało do Polskich Sił Zbrojnych, było skazywanych na śmierć, trafiało do obozów lub na front wschodni w charakterze represji. Przykładem jest Stanisław Szuca, którego wysłano na front za propolską postawę jego rodziny w Wolnym Mieście Gdańsku".
A skąd wziął się budzący kontrowersje tytuł ekspozycji? Jak podkreślał w komunikacie z okazji otwarcia wystawy rzecznik Muzeum Gdańska Andrzej Gierszewski, "tytułowi 'nasi chłopcy' to nie metafora – to świadome nawiązanie do terminu, jakim określano w trakcie wojny, będących w podobnej sytuacji Luksemburczyków ('Ons Jongen')".
- Wierzymy, że muzeum jako instytucja zaufania publicznego ma obowiązek podejmować także trudne tematy. Nie po to, by usprawiedliwiać lub oskarżać, lecz by tłumaczyć i pogłębiać zrozumienie. Tylko tak można budować wspólnotę opartą na empatii, a nie na uproszczeniach - wyjaśniał cytowany w komunikacie placówki prof. Waldemar Ossowski, dyrektor Muzeum Gdańska.
Wystawę będzie można obejrzeć do 10 maja 2026 roku.
Polacy w Werhmachcie
Jak czytamy na stronie Instytutu Pamięci Narodowej, łączna liczba Polaków dobrowolnie wstępujących i przymusowo wcielonych do wojska III Rzeszy szacowana jest na 450 tysięcy.
Część przedwojennych ziem polskich - w tym przede wszystkim Śląska, Wielkopolski i Pomorza, włączono do Niemiec jako ziemie wcielone do Rzeszy w październiku 1939 roku. Niemieccy zarządcy przyłączonych do Rzeszy terenów mieli za zadanie zniemczanie Polaków, którym nadawano obywatelstwo III Rzeszy. W efekcie mieszkańcy tych terenów otrzymywali obowiązek służby wojskowej.
"Pod koniec 1943 roku prawie 85% mieszkańców powiatów należących do byłego tzw. Górnego Śląska pruskiego i około 50% byłego Górnego Śląska austriackiego należało do trzech pierwszych grup volkslisty, które obligowały ich posiadaczy do służby w Wehrmachcie" - czytamy na stronie IPN.
Autorka/Autor: bp/PKoz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: A. Grabowska, Muzeum Gdańska