- Wziąłem miotłę - do obrony. No i pobiegłem - mówi tvn24.pl Krzysztof. Do niedawna znany w okolicy jako budowlaniec i szkolny konserwator. Od poniedziałku jest bohaterem, bo obezwładnił 18-latka, który chciał w szkole urządzić masakrę.
Był huk. Jakby ktoś strącił świetlówkę. Krzysztof Gorzycki akurat szykował się do śniadania.
- Pierwsza myśl? Że któryś z dzieciaków wpadł na jakiś głupi pomysł - opowiada. W szkole w Brześciu Kujawskim pracuje jako konserwator.
Dźwięk doszedł z piętra. Po chwili usłyszał krzyki. Gorzycki złapał miotłę. Z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę, że na górze nie czeka wandal, tylko napastnik.
- Mijałem wystraszonych ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wśród nich są ciężko ranni - mówi Gorzycki.
Tego dnia w szkole była jego czternastoletnia córka.
- Szczerze mówiąc, to cieszyłem się, że w takiej chwili jestem w szkole i mogę coś zrobić. No bo kto by mógł zainterweniować, do cholery? Dzieci? Czy panie nauczycielki? Ja do tego nadawałem się idealnie - mówi.
Bo konserwator w zespole szkół w Brześciu Kujawskim to - jak mówią w okolicy - kawał chłopa. 190 centymetrów wzrostu i 130 kilogramów żywej wagi.
- Tamten chłopak widział, że do niego biegnę. Rzucił we mnie petardą – opowiada tvn24.pl Gorzycki.
Konfrontacja
Napastnikiem był Marek N. Dziś osiemnastoletni były uczeń tej szkoły. Schował się na pustym już wtedy szkolnym korytarzu. Broń czarnoprochową położył na podłodze. W ręku trzymał telefon komórkowy, na głowie miał czapkę i okulary przeciwsłoneczne.
Krzysztof Gorzycki: - To głupio zabrzmi, ale byłem przekonany, że nie będzie do mnie strzelał.
Podszedł do napastnika.
"Co ty narobiłeś, chłopaku! Zdejmij to" - powiedział do osiemnastolatka. Nie krzyczał, starał się mówić trochę jak nauczyciel.
- On chyba wiedział, że się go nie boję. Zrobił, co mu kazałem. Jak zdjął okulary, to zobaczyłem jego mętne, nieobecne oczy - wspomina.
Markowi N. kazał się położyć. Szkolny konserwator w gotowości miał miotłę, gdyby 18-latek próbował chwycić za broń. Nie chwycił.
- Posłusznie się położył. Nie odezwał się słowem - wspomina Gorzycki.
Sytuacja była opanowana.
- Wykręciłem mu rękę i schodziliśmy na dół. Chwilę poczekaliśmy i było po sprawie - opowiada.
Wdzięczność
Dopiero po czasie Krzysztof Gorzycki dowiedział się, że są dwie ranne osoby.
- Byłem wdzięczny temu, że nie spanikowałem. Że dziś mogę bez wstydu spojrzeć na siebie w lustrze - opowiada.
Przez cały poniedziałek próbowali kontaktować się z nim dziennikarze. Odmawiał, bo chciał o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć.
- Nie robiłem tego po to, żeby błyszczeć w mediach. To wszystko mi nie pasowało, przecież pracownica szkoły i niewinna jedenastoletnia uczennica poważnie ucierpiały - tłumaczy.
Na rozmowę z nami zdecydował się po pewnym czasie, bo wokół jego roli narosło mnóstwo plotek.
- To nie jest tak, że ja stoczyłem z nim jakąś walkę. Po prostu powiedziałem mu, żeby się poddał i to zrobił. Nie było w tym jakiegoś bohaterstwa - opowiada.
Miejscowi wiedzą jednak swoje. Konserwatora ze szkoły w Brześciu nazywają "aniołem stróżem". W podobnym tonie wypowiedziała się policja:
- Napastnika obezwładnił pracownik szkoły, a konkretnie konserwator i to jemu należą się słowa największego podziękowania – przekazała nam podinsp. Monika Chlebicz, rzeczniczka Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Chciał zabijać
18-letni Marek N. zdążył oddać kilka strzałów z zabytkowej broni czarnoprochowej, użył przygotowanych wcześniej przez siebie petard i bomb wypełnionych gwoździami. Ranne zostały woźna i 11-letnia uczennica. Ich życie nie jest zagrożone, ale musiały przejść operacje.
Napastnik leczył się wcześniej psychiatrycznie. Prokuratorzy przedstawili mu trzy zarzuty.
Pierwszy dotyczy usiłowania zabójstwa wielu osób i sprowadzenia niebezpiecznego zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób, poprzez wniesienie do szkoły i odpalenie materiałów wybuchowych domowej produkcji oraz broni palnej. Jak podkreślają śledczy, sprawca w tym przypadku swojego zamiaru nie osiągnął, ze względu na ucieczkę zagrożonych osób.
Kolejne zarzuty to działanie z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia 11-letniej uczennicy oraz dopuszczenie się usiłowania zabójstwa woźnej. Mężczyzna spowodował u nich obrażenia skutkujące pobytem w szpitalu dłuższym niż tydzień. Według ustaleń prowadzących śledztwo, napastnik obie osoby postrzelił kilka razy.
18-latek trafił na trzy miesiące do aresztu. Będzie przebywał na specjalnym oddziale psychiatrycznym. W tym czasie biegli ocenią, czy był poczytalny.
Autor: Bartosz Żurawicz/i / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24