Rosja powinna przystać na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w Syrii, gdzie od ponad czterech lat toczy się krwawa wojna domowa, by zapobiec wybuchowi większego konfliktu i zagwarantować stabilność na Bliskim Wschodzie - uważa Zbigniew Brzeziński.
W artykule zamieszczonym w poniedziałkowym "Financial Timesie" Brzeziński, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego za prezydentury Jimmy'ego Cartera (1977-1981), przypomina, że początkowo popierał decyzję prezydenta USA Baracka Obamy, by nie stosować rozwiązania siłowego w syryjskim konflikcie.
- Użycie siły przez USA w celu odsunięcia od władzy prezydenta Syrii Baszara el-Asada (...) było pozbawione sensu, gdy brakowało szerokiej zgody na to zarówno w Syrii, jak i w USA. Poza tym (...) Asad nie zamierzał ugiąć się pod presją apeli Waszyngtonu o zrzeczenie się władzy, nie robiły też na nim wrażenia podejmowane przez USA chaotyczne próby zorganizowania (na miejscu) skutecznego, prodemokratycznego ruchu opozycyjnego wobec jego rządów - podkreśla politolog.
"Gra o przyszłość Bliskiego Wschodu"
Mimo udziału w osiągnięciu porozumienia atomowego z Iranem, co stanowi znaczący przełom, Moskwa, zamiast włączyć się w nowe wysiłki prowadzące do zakończenia syryjskiej wojny, "zdecydowała się na zbrojną interwencję bez politycznej ani taktycznej współpracy z USA", bombardując - według niektórych doniesień - siły wyszkolone przez Amerykanów. Zdaniem Brzezińskiego "w najlepszym przypadku był to pokaz niekompetencji rosyjskiego wojska, w najgorszym - niebezpieczna chęć podkreślenia politycznej niemocy USA".
W obu tych scenariuszach gra toczy się o przyszłość Bliskiego Wschodu i wiarygodność USA wśród krajów tego regionu - podkreśla politolog zaznaczając, że "w tych szybko zmieniających się okolicznościach Waszyngton ma tylko jedno wyjście - zażądać od Moskwy, by wstrzymała działania zbrojne bezpośrednio szkodzące amerykańskim aktywom (w Syrii)". "Rosja ma wszelkie prawo do popierania Asada, ale powtórka ostatnich wydarzeń powinna spotkać się z odpowiedzią USA" - dodaje.
- Marynarka wojenna i siły powietrzne Rosji w Syrii (...) są geograficznie odizolowane od kraju i mogą zostać "rozbrojone", jeśli nie przestaną prowokować USA"; "z drugiej strony być może Rosję udałoby się namówić na współpracę z USA i wspólne poszukiwanie rozwiązania regionalnego problemu, który wykracza poza interesy jednego kraju - zauważa Brzeziński.
Chiny włączą się w stabilizację sytuacji?
Uważa on, że nawet ograniczona współpraca polityczna lub wojskowa USA i Rosji w tej sprawie mogłaby skłonić Chiny do konstruktywnego włączenia się w "rozbrajanie" zagrożeń w regionie. Ze względu na gospodarcze zaangażowanie na Bliskim Wschodzie Pekinowi powinno zależeć na uniknięciu konfliktu - dodaje.
- Francja i Wielka Brytania nie mogą dalej odgrywać decydującej roli na Bliskim Wschodzie. (...) Region jest podzielony pod względem wyznaniowym, politycznym, etnicznym i terytorialnym, osuwając się w coraz większą przemoc. Taka sytuacja wymaga pomocy z zewnątrz, ale w nie w formie neokolonialnej dominacji. Potrzebna jest potęga USA, stosowana inteligentnie i stanowczo w poszukiwaniu nowej stabilności w regionie - ocenia Brzeziński.
Jego zdaniem Chiny wolałyby pewnie trzymać się na uboczu, jednak powinny pamiętać, że chaos w regionie może łatwo rozprzestrzenić się na środkową i północno-wschodnią Azję, dotykając Rosję i Chiny, a także szkodząc interesom USA i ich sojusznikom, nie mówiąc o samym regionie. - Czas na śmiałość w wytyczaniu strategii - podkreśla Zbigniew Brzeziński.
Autor: kło//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia CC BY 3.0 | Alex Beltyukov