Donald Trump musi się postarać, aby USA pod jego rządami "potwierdziły swoją rolę gwaranta stabilności i pokoju" w Azji - pisze "Financial Times" i ostrzega, że nierozważnymi ruchami może nakręcić regionalne zbrojenia, nawet jądrowe. Będzie to trudne zadanie, co pokazują dwoiste ruchy ważnego sojusznika, Filipin. Prezydent Rodrigo Duterte z jednej strony ociepla relacje z Chinami i krytykuje USA, ale z drugiej strony oczekuje wsparcia z ich strony.
"W Azji trwa groźny wyścig zbrojeń. Od tego, jak przyszły prezydent USA postąpi z amerykańskimi sojusznikami w regionie, zależy wynik tego wyścigu. USA muszą uspokoić sojuszników, że pozostaną na stałe wiernym przyjacielem" - pisze "FT" w komentarzu redakcyjnym.
Filipiński problem
Brytyjska gazeta przypomina, że Ameryka odgrywała w regionie rolę siły stabilizującej, która pozwoliła na rozwój państw mimo pamięci o okrucieństwach z czasów II wojny światowej. Teraz w regionie rośnie rola Chin, które m.in. zgłaszają roszczenia terytorialne na Morzu Południowochińskim. W tym kontekście gazeta zwraca uwagę, że Filipiny zapowiedziały zakup broni i sprzętu od Chin. "Taki stan rzeczy powinien być dzwonkiem alarmowym dla Waszyngtonu" - pisze "FT". "Fakt, że tak oddany sojusznik jak Filipiny nie czuje już, że może polegać na USA w obronie swoich interesów, jest znakiem, jak bardzo amerykański prestiż i potęga uległy erozji w tej części świata" - dodają Brytyjczycy. Dziennik przestrzega Trumpa przed realizacją zapowiedzi z kampanii wyborczej o ograniczeniu zaangażowania USA za granicą i zdjęciu nuklearnego parasola obronnego znad Japonii i Korei Południowej. "Ten parasol sprawił, że azjatycki wyścig zbrojeń nie stał się wyścigiem nuklearnym" - zauważa "FT". Według dziennika "zachęcanie Korei Południowej i Japonii do rozwoju własnych zdolności nuklearnych byłoby ze strony nowej administracji beznadziejnie głupim błędem". Do ekipy Trumpa gazeta apeluje, by nie tylko uniknęła tego błędu, ale bardziej zaangażowała się na rzecz zachowania równowagi w regionie.
Elastyczna pozycja wobec Chin
Pierwszym sprawdzianem będzie to, jak Waszyngton po przekazaniu władzy ułoży sobie stosunki z rządzącym Filipinami prezydentem Duterte. Administracja Baracka Obamy krytykowała go za łamanie praw człowieka w imię walki z przestępczością narkotykową, która kosztowała życie tysięcy dilerów i narkomanów, co było głównym źródłem napięć we wzajemnych stosunkach. Wydaje się, że Trump - pisze "FT" - odłożył te zastrzeżenia na bok, co może umożliwić bliższą współpracę między Filipinami a USA.
Niejako na potwierdzenie tych słów, prezydent Filipin Rodrigo Duterte oświadczył w czwartek, że budowanie przez Chiny sztucznych wysp na Morzu Południowochińskim "nie jest poważnym problemem", choć poprzedni rząd Filipin tak je postrzegał. - Jednak gdyby to był naprawdę poważny problem, Stany Zjednoczone powinny objąć przywództwo i powstrzymać to - dodał.
Stwierdził również, że nie widzi powodu, by pilnie podnieść w relacjach z Pekinem kwestię lipcowego orzeczenia Stałego Trybunału Arbitrażowego w Hadze. W ramach rozpatrywania pozwu złożonego przez Filipiny sędziowie w Hadze uznali za bezzasadne roszczenia Chin do traktowania znacznej części Morza Południowochińskiego jako ich własnej strefy ekonomicznej.
Spory o morze
W orzeczeniu Trybunału wskazano, że Chiny naruszyły tradycyjne filipińskie prawa połowowe w rejonie mielizny Scarborough Shoal oraz pogwałciły suwerenne prawa Filipin poprzez eksplorację złóż ropy i gazu na ławicy Reed Bank. Obie wspomniane formacje fizjograficzne wchodzą w skład archipelagu Spratly, do którego różnych części zgłaszają także roszczenia Wietnam, Malezja i Brunei. Chiński rząd, który rości sobie prawa do około 85 proc. obszaru Morza Południowochińskiego, odrzucił orzeczenie trybunału. Chińskie roszczenia doprowadziły też do sporu terytorialnego z Wietnamem, Malezją, Tajwanem i Brunei. Przez Morze Południowochińskie prowadzą ważne szlaki żeglugowe. Ocenia się, że wartość transportowanych nimi towarów sięga 5 bln dolarów rocznie. W ostatnich latach Chiny rozpoczęły intensywne prace przy sztucznym powiększaniu powierzchni wysp wchodzących w skład archipelagu Spratly. Waszyngton kwestionuje roszczenia Pekinu do tego akwenu.
Autor: mk/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: US Navy