Sobotnie wybory na Tajwanie uważa się za jedne z najważniejszych w tym roku na świecie, a ich wynik może zdecydować o wojnie lub pokoju w regionie - i to mimo że wszyscy startujący kandydaci opowiadają się za pokojem. Dlaczego lokalne, demokratyczne wybory na Tajwanie mają duże znaczenie również dla Polski? Kto walczy w nich o władzę? Oto, co warto wiedzieć o tajwańskich wyborach.
Tajwan jest niewielką wyspą leżącą ok. 130 kilometrów od wybrzeży Chin, porównywalną rozmiarem do Belgii. Choć pozostaje samorządny, formalnie nie jest państwem-członkiem ONZ, a jeszcze w XIX wieku zdarzało się, że był nawet zapominany przez twórców map. Mimo to zaplanowane na 13 stycznia wybory na Tajwanie uznawane są za jedne z najważniejszych globalnie w tym roku. To, jak zagłosuje 23-milionowa populacja tego nieuznawanego niemal przez nikogo państwa, może zmienić historię XXI wieku. Jak to możliwe?
Tajwan - co to za wybory?
13 stycznia na Tajwanie odbędą się jednocześnie podwójne wybory: prezydenckie oraz parlamentarne, czyli członków Yuanu Ustawodawczego (Lifa Yuan), jednoizbowego tajwańskiego parlamentu. Tajwańczycy będą natomiast oddawać łącznie po trzy głosy. Pierwszy w wyborach prezydenckich, a dwa pozostałe w wyborach parlamentarnych: jeden na swojego lokalnego przedstawiciela, drugi zaś "ogólny" na wybraną przez siebie partię.
Za najważniejszy uważa się głos oddany na kandydata na prezydenta. Na Tajwanie obowiązuje bowiem półprezydencki ustrój polityczny, a głowa państwa ma podobnie dużą władzę jak np. we Francji. Prezydent m.in. wskazuje szefa rządu, określa główne kierunki polityki oraz jest głównodowodzącym sił zbrojnych. Bardzo ważne są także głosy ogólne oddawane na partie. Choć w oparciu o te głosy wybieranych jest tylko 34 ze 113 członków parlamentu, to są one najlepszą miarą poparcia, jakim cieszą się poszczególne siły polityczne na wyspie.
Tajwan - kto walczy o władzę
O urząd prezydenta Tajwanu rywalizuje trzech kandydatów. Faworytem sondaży, choć często z symboliczną, nawet jednoprocentową przewagą, pozostaje obecny wiceprezydent Lai Ching-te z Demokratycznej Partii Postępowej (DPP), znany szerzej jako William Lai. DPP jest centrową partią, której liderzy od lat prezentowali proniepodległościowe dążenia, zabiegali o modernizację tajwańskiej armii i zakupy nowoczesnego uzbrojenia oraz starali się ograniczyć wpływ Chin na ich gospodarkę. Sam William Lai nazywał siebie w przeszłości "pragmatycznym działaczem na rzecz niepodległości Tajwanu", za co Pekin uznaje go za wichrzyciela i groźnego separatystę.
Najsilniejszym konkurentem jest były szef tajwańskiej policji oraz burmistrz największego tajwańskiego miasta - Nowego Tajpej - Hou Yu-ih z Kuomintangu (KMT). KMT to partia republikańska założona w Chinach jeszcze zanim powstała chińska partia komunistyczna. W 1949 roku, gdy Kuomintang przegrał wojnę domową i rywalizację z komunistami o władzę w Chinach, wraz z kilkoma milionami Chińczyków uciekł właśnie na Tajwan. Tam KMT pozostaje jednak ugrupowaniem prochińskim, podtrzymującym ideę jedności Chin kontynentalnych i Tajwanu i odrzucającym niepodległość wyspy. Jego liderzy postulują korzystanie z chińskiego sukcesu gospodarczego i zacieśnianie relacji handlowych z Pekinem, wielu otwarcie popierało także oddanie Tajwanu pod kontrolę Pekinu przy zachowaniu jakiejś formy autonomii.
Trzecim silnym kandydatem jest Ko Wen-je, były lekarz, burmistrz tajwańskiej stolicy - Tajpej - i założyciel Tajwańskiej Partii Ludowej (TPP). Ko próbuje prezentować się jako kompromis pomiędzy DPP i KMT oraz alternatywa dla ludzi zmęczonych wyborem między tylko dwoma partiami. Bardzo aktywny w mediach społecznościowych, zyskał duże poparcie wśród młodszych wyborców, próbując prezentować się jako pragmatyk. Choć deklaruje wolę utrzymywania równie bliskich relacji z Chinami i USA, w praktyce prezentuje podobnie prochińskie poglądy jak KMT. W czasie kampanii nie uniknął również poważniejszych potknięć, jak porównanie obecnego statusu Tajwanu do nowotworu prostaty. Jak stwierdził, pacjenci z tym nowotworem często mogą dobrze żyć przez wiele lat, podczas gdy operacja czasem wręcz przyspiesza ich śmierć.
ZOBACZ TEŻ: Tajwan szykuje się do wyborów, Pekin pręży muskuły. W pobliżu wyspy myśliwce i okręty wojenne
Dlaczego Tajwan jest ważny?
Wybory na Tajwanie mają duże znaczenie międzynarodowe, ponieważ pozostaje on jednym z najbardziej zapalnych miejsc na świecie. Zamieszkana przez etnicznych Chińczyków i w przeszłości pozostająca najczęściej w chińskiej strefie wpływów wyspa uważana jest przez Chiny za część ich terytorium. A władze w Pekinie otwarcie zapowiadają, że przejmą kontrolę nad Tajwanem - jeśli nie da się inaczej, to siłą.
Według doniesień amerykańskiego wywiadu, Xi Jinping miał nakazać chińskiej armii osiągnięcie do 2027 roku gotowości do przejęcia wyspy. Także wielu ekspertów uważa, że niemal 71-letni Xi zrobi wszystko, aby zdobycie wyspy było ukoronowaniem jego przywództwa, a zjednoczenie chińskich ziem świadectwem wielkiego odrodzenia potęgi Chin.
Tymczasem Tajwan ma ogromne znaczenie gospodarcze - ma PKB porównywalne do Polski, technologiczne - m.in. jako jeden z kluczowych producentów procesorów i półprzewodników, polityczne - jako przykład jednej z najlepiej funkcjonujących azjatyckich demokracji, oraz strategiczne - jako "niezatapialny lotniskowiec" znajdujący się przy ważnych szlakach morskich oraz oddzielający Chiny od Pacyfiku. Znaczenie wyspy jest wręcz trudne do przecenienia.
Z tych powodów Tajwan jest bardzo ważny nie tylko dla Chin, ale również dla innych państw, zwłaszcza USA. To właśnie silne wsparcie Waszyngtonu umożliwiało utrzymanie dotąd niezależności wyspy od Pekinu, Tajwan od lat objęty jest również nieformalnymi amerykańskimi gwarancjami bezpieczeństwa. W rezultacie w przypadku chińskiej inwazji na wyspę w konflikt prawdopodobnie zaangażowałyby się też USA oraz ich regionalni sojusznicy, tacy jak Japonia czy Korea Południowa.
Wojna o Tajwan - znaczenie dla Polski
Wybuch otwartego konfliktu o Tajwan miałby ogromne znaczenie dla całego świata, również dla Polski. Przykładowo, ewentualna wojna na Tajwanie mogłaby błyskawicznie zakłócić produkcję elektroniki na całym świecie. W rezultacie również w polskich sklepach mogłoby szybko zabraknąć nie tylko komputerów i smartfonów, ale też całej gamy sprzętu RTV, AGD, samochodów i innych maszyn. Jednocześnie prawdopodobnie wzrosłyby koszty tych importowanych produktów, które byłyby wciąż dostępne. Niewykluczone, że znacząco ucierpiałby także światowy handel z Chinami.
Wybuch otwartego konfliktu o Tajwan miałby też dla naszej części świata duże znaczenie polityczne. Wymusiłby bowiem gwałtowny wzrost zaangażowania sił amerykańskich w Azji Wschodniej, co mogłoby oznaczać zmniejszenie tego zaangażowania w Europie Wschodniej. W rezultacie mogłaby wzrosnąć rosyjska presja na Europę, a zwłaszcza kraje sąsiadujące z Rosją. Wszystkie te wydarzenia oznaczałyby także prawdopodobnie znaczące zmiany w polityce zagranicznej państw europejskich i m.in. przesilenie w ich relacjach z Chinami.
Czy wybory zdecydują o wybuchu wojny?
Nie. Wybory 13 stycznia najprawdopodobniej nie zdecydują bezpośrednio o utrzymaniu pokoju lub wybuchu wojny.
Ogromne znaczenie Tajwanu i fakt, że stał się on kwestią sporną w relacjach Chin i USA sprawiają jednak, że wiele osób, na czele z tajwańską opozycją, przedstawia to głosowanie wprost jako wybór między wojną a pokojem w Azji Wschodniej. Zwycięstwo proniepodległościowej partii DPP może bowiem oznaczać, że Chiny stracą nadzieje na pokojowe zjednoczenie wyspy i ostatecznie zadecydują o przejęciu jej siłą. Zwycięstwo prochińskich KMT lub TPP może natomiast oznaczać zachowanie w Pekinie nadziei, że wyspę uda się przejąć bez wojny, i utrzymanie pokoju w regionie.
Ewentualna siłowa próba przejęcia Tajwanu przez Chiny nie pozostałaby przy tym bez reakcji pozostałych państw regionu. Gdyby w obronie wyspy stanęły Stany Zjednoczone i ich azjatyccy sojusznicy, tacy jak Japonia, Korea Południowa czy Filipiny, konflikt mógłby mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla bezpieczeństwa i dobrobytu na całym świecie.
Należy jednak pamiętać, że to nie Tajwan deklaruje gotowość do użycia siły, a o wybuchu ewentualnego konfliktu przede wszystkim decydować będzie Pekin. A jego decyzja zależna będzie w największym stopniu nie od wyborów na Tajwanie, ale od sytuacji wewnętrznej w samych kontynentalnych Chinach. Mimo wszelkich politycznych deklaracji, najważniejszym celem reżimu w Pekinie jest bowiem utrzymanie wewnętrznej stabilności w Chinach oraz swojej władzy, a nie symboliczne "jednoczenie chińskich ziem".
Czego chcą Tajwańczycy?
Sami Tajwańczycy byli dotąd bardzo podzieleni w swoich opiniach na temat przyszłości wyspy, jednak w ostatnich latach zaczyna to się zmieniać.
Większość z nich doskonale zdaje sobie sprawę, że ich przyszłość w ogromnym stopniu zależy od decyzji światowych mocarstw: Chin i USA. Dlatego wielu wciąż wybiera asekuracyjnie poparcie dla utrzymania obecnego statusu swojej wyspy - czyli co prawda nieuznawanego państwa, ale przynajmniej w pełni cieszącego się samorządnością i demokracją.
W ostatnich latach bardzo wyraźnie jednak rośnie na Tajwanie poparcie dla niepodległości wyspy. W jednym z ostatnich sondaży z września 2023 roku już prawie co drugi chciał formalnej deklaracji niepodległości, co czwarty utrzymania status quo, a tylko co dziesiąty zjednoczenia z Chinami. Wyniki te idą w parze z sondażami na temat poczucia tożsamości narodowej mieszkańców Tajwanu. W ostatnich latach bardzo wyraźnie rosło poczucie odrębnej, tajwańskiej tożsamości, którą deklaruje obecnie już od 60 do nawet przeszło 80 proc. populacji.
Zarazem Tajwańczycy nie są wrodzy wobec Chin, z którymi czują silną więź historyczną i kulturową. Chiny pozostają najważniejszym partnerem handlowym Tajwanu, a wielu Tajwańczyków ma w Chinach swoich krewnych.
Źródło: tvn24.pl