Przynajmniej sześć tysięcy ukraińskich dzieci trafiło do rosyjskich obozów, których głównym celem jest reedukacja polityczna - pisze CNN, powołując się na raport amerykańskiego Obserwatorium Konfliktów Uniwersytetu Yale. W Rosji i na kontrolowanych przez nią terenach zidentyfikowano łącznie ponad 40 takich obiektów. W dwóch lokalizacjach dzieci miały przechodzić szkolenie militarne. Do sprawy odniósł się Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu USA.
Nowy raport autorstwa Obserwatorium Konfliktów Uniwersytetu Yale, założonego w zeszłym roku w celu dokumentowania zbrodni wojennych Rosji, opublikowany został 14 lutego. Z dokumentu wynika, że od początku wojny w rosyjskich obozach przez jakiś czas przebywało przynajmniej sześć tysięcy dzieci w wieku od jednego miesiąca do 17 lat. Autorzy zaznaczają jednocześnie, że nie znają dokładnej liczby, "ale prawdopodobnie jest ona znacznie wyższa niż sześć tysięcy".
Jak wyjaśnił cytowany przez CNN szef obserwatorium, Nathaniel Raymond, w trakcie tworzenia raportu zidentyfikowano 43 obozy będące częścią rosyjskiej sieci, "ciągnącej się od jednego końca Rosji do drugiego". Obozy znajdują się m.in. na okupowanym Półwyspie Krymskim, na wschodnim wybrzeżu Pacyfiku oraz na Syberii.
- Wydaje się, że głównym celem obozów jest reedukacja polityczna - stwierdził Raymond. Dodał, że dwa obozy - na Krymie i w Czeczenii - "zdają się być wykorzystywane do szkolenia dzieci w zakresie obsługi broni i prowadzenia pojazdów wojskowych". Autorzy raportu zaznaczają jednak, że nie mają dowodów potwierdzających, iż ukraińskie dzieci były tam szkolone do walki.
ZOBACZ TEŻ: Skarżyli się, że są "prowadzeni na rzeź". Media donoszą o buncie zmobilizowanych z obwodu kaliningradzkiego
Rosyjskie obozy dla dzieci. Opóźnione powroty i adopcja
Raport wskazuje, że "wiele dzieci zostało zabranych do obozów za zgodą rodziców, na określoną liczbę dni lub tygodni, i wróciło do domów w uzgodnionym terminie". Jednocześnie podkreślono, że "w wielu przypadkach zdolność rodziców do wyrażenia zgody budzi znaczące wątpliwości". W dodatku, jak wyjaśniono w dokumencie, "niektóre dzieci w obozach przetrzymywane były miesiącami, a ich powrót co tydzień przekładano". W przypadku dwóch obozów powrót dzieci miał zostać całkowicie odwołany. Zdarzało się też, że dzieci trafiały do rosyjskich sierocińców lub były adoptowane przez rosyjskie rodziny.
W raporcie zidentyfikowano "kilka tuzinów krajowych, regionalnych i lokalnych podmiotów bezpośrednio zaangażowanych w organizację i polityczne uzasadnianie sensowności programu". Przynajmniej 12 z tych podmiotów obecnie nie jest objętych sankcjami ze strony amerykańskiego rządu.
Ned Price o "przymusowej relokacji i reedukacji ukraińskich dzieci"
Ned Price, rzecznik Departamentu Stanu USA, podczas wtorkowego briefingu prasowego stwierdził, że "przymusowa relokacja i reedukacja ukraińskich dzieci jest kluczowym elementem prowadzonej przez Kreml polityki tłumienia ukraińskiej tożsamości, kultury i historii". - Niszczycielski wpływ rosyjskiej agresji będzie odczuwalny przez kilka pokoleń - zaznaczył.
W komunikacie prasowym Departamentu Stanu stwierdzono, że "bezprawny transfer osób podlegających ochronie stanowi poważne naruszenie Czwartej Konwencji Genewskiej o ochronie ludności cywilnej i jest zbrodnią wojenną". Rosyjska ambasada w Waszyngtonie doniesienia przedstawione w raporcie nazwała "absurdalnymi". "Rosja przyjęła dzieci, które wraz z rodzinami musiały uciekać przed bombardowaniami i okrucieństwami ukraińskiej armii" - przekazano w oświadczeniu ambasady.
Źródło: CNN, Conflict Observatory by the Yale Humanitarian Research Lab
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock