Włoskie miasta walczą z prostytucją

 
Włoski rząd także zaostrza walkę z prostytucjąTVN24

Włoskie miasta postanowiły rozprawić się z uliczną prostytucją. Już od środy klienci prostytutek w Weronie zapłacą nie tylko za ich usługi, ale również wysoką karę.

Werona to już drugie po Padwie włoskie miasto, które wprowadza nowe przepisy. Kara może wynosić nawet 500 euro, a nie - jak do tej pory - 36 euro za... utrudnianie ruchu drogowego na ulicach, opanowanych przez prostytutki.

Burmistrz Werony Flavio Tosi wyjaśnił, że zastosował najwyższy wymiar grzywny, w celu walki z uliczną prostytucją i czerpaniem z niej zysków. Takie możliwości wprowadził niedawno dekret centroprawicowego rządu Silvio Berlusconiego. Ponieważ we Włoszech domy publiczne są nielegalne, prostytutki wylegają na ulice.

Werona podwyższa kary

W Weronie w 2007 roku wprowadzono po raz pierwszy we Włoszech kary w wysokości 50 euro dla klientów prostytutek, na co córy Koryntu odpowiedziały protestem i manifestacją. We Włoszech nielegalne jest czerpanie zysków z prostytucji. Z prostytutkami władze walczą natomiast posługując się przepisami o ruchu drogowym.

W przyszłości będzie jeszcze drożej

Tymczasem rząd pracuje nad nowymi przepisami, które umożliwią karanie prostytutek i ich klientów karami do 3 tysięcy euro, a w przypadku recydywy - pozbawieniem wolności do 15 dni. Wciąż trwają dyskusje na temat legalizacji domów publicznych. Zwolenników jak i przeciwników nie brakuje.

Czy domy publiczne powinny być legalne?

Podczas ogólnokrajowej dyskusji na temat zwalczania tej plagi przedstawicielka skrajnej prawicy Daniela Santanche zapowiedziała zbiórkę podpisów pod petycją o legalizację domów publicznych, bo tylko w ten sposób - jej zdaniem - można pozbyć się prostytutek z ulic miast. Domy publiczne zostały zamknięte we Włoszech 50 lat temu. Według jednego z sondaży za ich ponownym otwarciem opowiada się 85 procent Włochów.

Ze statystyk wynika, że w kraju tym jest około 100 tysięcy prostytutek, a liczbę ich klientów szacuje się na 9 milionów.

Źródło: PAP, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24