- To, co zrobił Andrzej Duda, to całkowite przyjęcie chińskich zasad i interesów, mówienie językiem Pekinu. W rezultacie jest postrzegany w całej Europie jako prochiński prezydent - tak trwającą wizytę polskiego prezydenta w Chinach ocenia ekspertka, dr Alicja Bachulska. Jak stwierdziła w rozmowie z tvn24.pl, retoryka Andrzeja Dudy w trakcie tej podróży "jest całkowicie oderwana od obecnej rzeczywistości na świecie", a "taka wizyta, jak polskiego prezydenta, pomaga głównie Chinom".
Prezydent Andrzej Duda przybył do Chin z długą, pięciodniową wizytą, w trakcie której spotkał się z najwyższymi chińskimi przywódcami, a także odwiedza najważniejsze z punktu widzenia Polski chińskie miasta. Andrzej Duda już po raz trzeci składa oficjalną wizytę państwową w drugiej największej gospodarce świata, jednak po raz pierwszy w nowych okolicznościach. Od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku Chiny wyraźniej niż kiedykolwiek pokazały, że są najbliższym i najważniejszym sojusznikiem Władimira Putina. A według ekspertów, zbrodnicza rosyjska agresja na taką skalę nie byłaby możliwa bez wsparcia Pekinu.
Czy więc to dobry czas na wizytę polskiego prezydenta w Chinach? Czy wizyta ta ma szanse poprawić polskie bezpieczeństwo lub wzmocnić gospodarkę? Co Polska zyskała w relacjach z Chinami, odkąd 9 lat temu Andrzej Duda po raz pierwszy składał wizytę w tym kraju? W rozmowie z tvn24.pl wyjaśnia to dr Alicja Bachulska, ekspertka ds. Chin w European Council of Foreign Relations.
Maciej Michałek: W czasie wizyty prezydenta Andrzeja Dudy w Chinach ogłoszono kilka nowych porozumień, Chiny zapowiedziały także jednostronne zniesienie wiz krótkoterminowych. Czyli sukces?
dr Alicja Bachulska: Obawiam się, że te wszystkie porozumienia są bardzo ceremonialne, w praktyce nie zmieniają niemal nic w relacjach polsko-chińskich.
No, ale wizy, było też porozumienie o eksporcie polskiego drobiu...
Oficjalna retoryka ze strony prezydenta świadczyła, że głównym celem były kwestie gospodarcze i walka z polskim deficytem handlowym w relacjach z Chinami. Ale te umowy nie przekładają się na zmianę strukturalną, jeśli chodzi o ten deficyt, jego kształt czy rozmiar.
Co więcej, patrząc na handel, Polska ma szanse na bycie ważnym partnerem Chin tylko na polu produktów rolnych. Pytanie, czy my chcemy być tylko takim partnerem, czy mieć też relacje z Chinami w zakresie na przykład technologii czy polityki bezpieczeństwa.
ZOBACZ TEŻ: Chiny znoszą wizy krótkoterminowe dla Polaków
Andrzej Duda zapowiadał, że będzie rozmawiał także o Białorusi i Rosji, prezentował Chinom nasze stanowisko, wyjaśniał, jak te dwa państwa są ważne dla bezpieczeństwa tras lądowych łączących je z Europą.
Ale czy coś z tego wynikło? Andrzej Duda po spotkaniu z Xi Jinpingiem przekazał jedynie, że przedstawił stanowisko Polski w tej sprawie, brzmiące: "Chiny działają po swojemu, my nie ingerujemy w stanowisko Chin". Czyli Polska przedstawiła swoje stanowisko, Chiny wysłuchały go i nie zmieniły swojego stanowiska.
Natomiast w wizycie prezydenta Dudy nie było ani jednego zdania o tym, że widzimy chińskie wsparcie dla Rosji, że widzimy zagrożenia, jakie Chiny stwarzają dla Zachodu i zachodnich demokracji.
To co powinno wyglądać inaczej w wizycie polskiego prezydenta w Chinach?
Przede wszystkim Andrzej Duda nadal mówi o współpracy z Chinami tak, jak mówił w 2015 roku, jakby nic od tamtej pory się na świecie nie zmieniło. Jego retoryka o tradycyjnej przyjaźni i rzekomym łączeniu świata przez chiński Nowy Jedwabny Szlak jest całkowicie oderwana od obecnej rzeczywistości na świecie, problemów strukturalnych, strategicznych i politycznych.
To jest dla mnie niezrozumiałe, że o tym się tak mało mówi w Polsce, że obecna sytuacja związana z wojną w Ukrainie nie przekłada się na ambicje polityczne Polski na arenie międzynarodowej. Polski prezydent mówił o wyjaśnianiu Chinom, jak problemy bezpieczeństwa w Europie Wschodniej rzekomo negatywnie wpływają na połączenia lądowe Chin z Europą. Tymczasem dla Chin połączenia te mają marginalne znaczenia, a generowanie zagrożeń hybrydowych na naszej wschodniej granicy - czyli wschodniej flance NATO - leży całkowicie w interesie Chin. Dla Pekinu, podobnie jak dla Moskwy, to sposób na osłabianie Sojuszu, dzielenie go i rozpraszanie globalnej uwagi USA.
Co więcej, zacieśnianie teraz przez Polskę relacji z Chinami w przypadku zaostrzenia sytuacji wokół Tajwanu czy możliwego powrotu na urząd prezydenta USA przez Donalda Trumpa może okazać się dla nas problematyczne w relacjach z Brukselą czy Waszyngtonem.
Czyli to źle, że polski prezydent w ogóle pojechał z wizytą do Chin? To jednak drugie mocarstwo świata, wydaje się kiepskim pomysłem izolować od niego.
Tak, sam pomysł utrzymywania relacji z Chinami jest dobry, ale bez polskiej narracji "jakby się nic na świecie nie działo". Ja tę wizytę analizuję przede wszystkim przez pryzmat tego, jak ona wygląda w kontekście relacji Chin z Unią Europejską.
W Polsce trzeba zdać sobie sprawę, że Polska to ważne państwo unijne, ale jednocześnie relatywnie zbyt małe, by mieć jednostronne narzędzia wywierania wpływu na Chiny...
Brzmi to dość okrutnie, dla wielu osób to jednak trudne do przełknięcia, że Polska jest za słaba na własną politykę zagraniczną wobec Chin...
Ale tu nie chodzi tylko o Polskę - tak samo za słabe na to są Niemcy czy Francja. Dlatego nasz jedyny sposób, by mieć narzędzia na prowadzenie polityki względem Chin, to wspólne działanie w ramach UE i tworzenie jasnej, spójnej unijnej polityki wschodniej. Unia ma wiele narzędzi nacisku w polityce zagranicznej, niedostępnych jej poszczególnym członkom, ale ich użycie wymagałoby wyraźnej woli politycznej.
Polska powinna jak najmocniej podkreślać w Unii powiązania polityki zagranicznej Rosji i Chin, nie wiem, jak wielkimi idealistami muszą być nasze elity polityczne, że tego nie dostrzegają. A tu chodzi nie tylko o kwestie polityczne czy bezpieczeństwa, ale też jak najbardziej handlowe, o cła na chińskie samochody elektryczne, o przeciwdziałanie chińskim subsydiom, o wspólne przeciwstawianie się chińskim naciskom na poszczególne państwa członkowskie.
Po drugie, konieczna jest zmiana retoryki, którą posługuje się polski prezydent. To, co zrobił Andrzej Duda, to całkowite przyjęcie chińskich zasad i interesów, mówienie językiem Pekinu. W rezultacie Andrzej Duda jest postrzegany w całej Europie jako prochiński prezydent, a chyba nie o to chodzi. Niektórzy wręcz twierdzą, że dobre relacje Andrzeja Dudy z Chinami mają służyć temu, by po zakończeniu swojej drugiej kadencji przełożyły się na poparcie Pekinu dla niego w ubieganiu o jakieś wysokie stanowisko międzynarodowe.
Może po prostu chodzi o to, by przyjaznym językiem wkupić się w chińskie łaski i osiągnąć cele handlowe?
Ale nam to nic nie daje. A na przykład Emmanuel Macron, który też niedawno spotkał się z Xi Jinpingiem, potrafił być dużo bardziej asertywny i zdolny do punktowania chińskich zachowań i polityk, i mimo to jego wizyta także zakończyła się podpisaniem szeregu porozumień z Chinami.
Tymczasem taka wizyta jak polskiego prezydenta pomaga głównie Chinom. Andrzej Duda swoją "przyjacielską" wizytą legitymizuje Xi Jinpinga, pokazuje, że jest to szanowany na świecie lider, z którym rozmawiają Europejczycy. Propagandowo to znaczący sukces Pekinu.
Coś jeszcze Chiny osiągają wizytą polskiego prezydenta?
Mogą liczyć na to, że Polska będzie wywierać od wewnątrz wpływ na unijną politykę w taki sposób, by konsensus budowany na poziomie europejskim był mniej radykalny wobec Chin.
Gdyby miała Pani jednym zdaniem podsumować ostatnie dziewięć lat relacji polsko-chińskich, budowanych przez Andrzeja Dudę?
W 2016 roku Andrzej Duda i Xi Jinping jedli polskie jabłka, zapowiadając szerokie otwarcie chińskiego rynku na te owoce. To najlepszy symbol: bo wiele mówiono o tym, jak polskie jabłka w Chinach będą, ale i tak ich tam nie ma.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/PEDRO PARDO