Kajakarz, który sfingował własną śmierć, przysłał filmik policji

Źródło:
CNN, tvn24.pl
Madison, stolica stanu Wisconsin
Madison, stolica stanu Wisconsin Reuters Archive
wideo 2/2
Madison, stolica stanu Wisconsin 

45-letni Amerykanin, który sfingował własną śmierć i uciekł z kraju zostawiając rodzinę, skontaktował się z policją w swoim rodzinnym stanie - informuje CNN. Mężczyzna wysłał śledczym nagranie wideo, w którym twierdzi, że jest bezpieczny. 

Jak informuje CNN 24-sekundowy film nakręcony jest "w stylu selfie" i przedstawia mężczyznę na tle białej ściany. "Dobry wieczór, tu Ryan Borgwardt" - mówi. "Dzisiaj jest 11 listopada. Jest około 10 rano, waszego czasu. Jestem w swoim mieszkaniu" - informuje mężczyzna. I dodaje: - "Jestem bezpieczny. Mam nadzieję, że to pomoże.".

- Świetną wiadomością jest to, że nadal żyje i ma się dobrze - mówi Mark Podell, szeryf hrabstwa Green Lake, który ujawnił treść nagrania. - Zła wiadomość jest jednak taka, że ​​nie wiemy dokładnie, gdzie jest Ryan, a ona sam nie zdecydował się wrócić do domu - dodał policjant. Jak poinformował, funkcjonariusze kontaktowali się z mężczyzną próbując skłonić go do powrotu i "posprzątania bałaganu, którego narobił". 

ZOBACZ TEŻ: Sfingował własną śmierć, by nie płacić alimentów. Trafił do więzienia

Sfingowana śmierć i 54 dni poszukiwań

Jak pisaliśmy Ryan Borgwardt ostatni raz widziany był 12 sierpnia, gdy samotnie wybrał się na ryby nad Green Lake w miejscowości o tej samej nazwie w stanie Wisconsin. Dzień wcześniej wysłał do żony wiadomość SMS, w której zapewnił, że wkrótce zjawi się w domu. Gdy tak się nie stało, rodzina zgłosiła zaginięcie. Wkrótce w pobliżu jeziora funkcjonariusze znaleźli należący do mężczyzny kajak oraz kamizelkę ratunkową. W okolicy pobliskiego parku natrafili zaś na samochód, przyczepę oraz portfel mężczyzny. Po samym Borgwardcie nie było jednak śladu.

Poszukiwania Ryana Borgwardta prowadzono tygodniami Facebook/Green Lake County Sheriff's Office

W poszukiwania zaangażowano drony, psy tropiące, łodzie oraz nurków. Przerwano je dopiero po 54 dniach, kiedy to funkcjonariusze odkryli, że dzień po zaginięciu mężczyzna został skontrolowany przez kanadyjską straż graniczną. Służby Green Lake, informowały niedawno, że mężczyzna, po przekroczeniu granicy mógł wyjechać do Europy Wschodniej.

Potwierdzać to mogą najnowsze przypuszczenia policji. Według szeryfa, po zatopieniu kajaka i telefonu komórkowego w jeziorze, 45-latek miał dopłynąć małą łódką do brzegu, gdzie miał ukryć rower elektryczny. Jak mówi policjant, mężczyzna jechał nim przez noc do Madison w stanie Wisconsin, a następnie wsiadł do autobusu. Dojechał do Detroit, skąd miał dotrzeć do Kanady, tam wsiąść zaś w samolot i odlecieć do nieustalonego do dziś miejsca. -Weryfikujemy te informacje, próbując połączyć fakty - mówi Podoll.

Jak dodał, od ucieczki Borgwardt nie miał żadnego kontaktu z rodziną - pozostawił żonę i troje dzieci. Służby twierdzą, że na kilka dni przed wyjazdem mężczyzna wykupił polisę ubezpieczeniową na życie na kwotę 375 tys. dolarów (ponad 1,5 mln zł), przelał środki na zagraniczne konto bankowe, wymienił paszport i zmienił adres e-mail - pisze CNN.

Jak przyznał szeryf Podoll przeciwko Borgwardtowi nie toczą się obecnie żadne postępowania karne. Jednak policja twierdzi, że jest im winien 40 tys. dolarów (ponad 160 tys. zł) z tytułu kosztów poszukiwań.

ZOBACZ TEŻ: Upozorował własną śmierć. Teraz twierdzi, że jest kimś innym  

Autorka/Autor:am

Źródło: CNN, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Green Lake County Sheriff's Office