Trwa rosyjska ofensywa na Mariupol. Wiceburmistrz miasta Siergiej Orłow powiedział w rozmowie z TVN24 BiS, że ukraińska armia broni wciąż centrum miasta, południe i część przemysłową. Orłow zwrócił uwagę, że agresor deportował w głąb Rosji około 40 tysięcy mieszkańców.
Wiceburmistrz Mariupola Siergiej Orłow relacjonował w rozmowie z TVN24 BiS, że sytuacja w Mariupolu jest bardzo zła, a miasto jest całkowicie zablokowane. - Sytuacja humanitarna jest straszna. Szacujemy, że 130 tysięcy mieszkańców wciąż znajduje się w Mariupolu. Mieszkają w schronach, w jakichś pomieszczeniach pod ziemią, szukają wody i żywności - stwierdził.
- Ukraińska armia wciąż broni naszego miasta. Niestety, znaczna część terenu Mariupola znajduje się pod tymczasową okupacją wojsk rosyjskich. Armia rosyjska okupuje przedmieścia Mariupola na wschodzie i na północnym zachodzie. Armia ukraińska broni wciąż centrum miasta, południe i część przemysłową - przekazał.
- Miasto jest cały czas poddawane ostrzałowi oraz uderzeniom z powietrza. Używane są okręty wojenne, które odpalają pociski, które mają zasięg od pięciu do siedmiu kilometrów - dodał wiceburmistrz Mariupola.
Orłow: około 40 tysięcy Ukraińców deportowano na teren Rosji
Siergiej Orłow przyznał, że "ciężko jest się bronić", bo Rosja zgromadziła dużo sprzętu i przygotowała żołnierzy.
- Ale armia ukraińska wciąż się broni. Jedno ze zdarzeń, które oceniamy jako ludobójstwo, to deportacja przez Rosję naszych obywateli z tymczasowo okupowanych przedmieść Mariupola. Szacujemy, że około 40 tysięcy obywateli zostało deportowanych na teren Rosji - powiedział.
Wiceburmistrz podkreślił, że obrońcy Mariupola potrzebują więcej broni, żeby skutecznie opierać się rosyjskim atakom.
Orłow: śmigłowiec zrzucił pojemnik, potem ludzie byli chorzy
Władze Ukrainy sprawdzają obecnie doniesienia o możliwym użyciu broni chemicznej przez siły rosyjskie w obleganym Mariupolu - powiedziała we wtorek wiceminister obrony Ukrainy Hanna Malar w wystąpieniu w telewizji państwowej.
Wiceburmistrz powiedział, że otrzymał od ukraińskich żołnierzy informację, że "śmigłowiec zrzucił pojemnik zawierający substancję chemiczną". - Nie wiem, czy był to jakiś gaz, czy była to broń chemiczna, ale potem ludzie byli chorzy: trzech naszych żołnierzy i trzech cywilów, którzy znajdowali się w tej okolicy mieli problemy z oddychaniem, problemy z oczami, z językiem - mówił.
- Nie wiem, czy był to gaz wojskowy, czy po prostu jakaś substancja chemiczna, czy gaz łzawiący. Żadnych dodatkowych informacji nie posiadam - dodał.
Źródło: TVN24