Dziennikarze CNN dotarli na Wyspę Węży. "Nie można tam być nieostrożnym"

Źródło:
CNN, tvn24.pl

"To cmentarzysko drogiego sprzętu wojskowego, zaśmiecone niewybuchami i minami. Nie można tam być nieostrożnym" - relacjonuje stacja CNN, której dziennikarze jako pierwsi przedstawiciele mediów przybyli na Wyspę Węży po odbiciu jej z rąk Rosjan. Na strategicznie ważnej wysepce, która już pierwszego dnia wojny stała się symbolem ukraińskiego oporu, stacjonują ponownie żołnierze Ukrainy.

Dziennikarze CNN są pierwszymi, którym ukraińskie wojsko pozwoliło dotrzeć na Wyspę Węży po odbiciu jej od Rosjan. Stacja nie podała kiedy dokładnie miała miejsce wizyta, zaznaczono jednak, że dostanie się na nią było bardzo trudne ze względu na wysokie fale morskie i temperaturę poniżej zera.

Wyspa Węży oczami dziennikarzy

Już z daleka widoczne są na wyspie zniszczenia spowodowane licznymi ostrzałami i atakami powietrznymi. Jak relacjonowali dziennikarze CNN po miesiącach rosyjskiej okupacji Wyspa Węży "jest teraz opustoszałym miejscem, pełnym zniszczeń, na której budynki zamieniły się w gruzy (...) To cmentarzysko drogiego sprzętu wojskowego, zaśmiecone niewybuchami i minami. Nie można tam być nieostrożnym". Według dziennikarzy Rosjanie ukryli na wyspie wiele pułapek i min - tych drugich odnaleziono co najmniej cztery różne rodzaje. Na wyspie znajduje się także dużo zniszczonego, rosyjskiego uzbrojenia, m.in. wrak rosyjskiego śmigłowca wojskowego, zniszczone rosyjskie systemy rakietowe ziemia-powietrze, a także jeden niemal nienaruszony system przeciwlotniczy Tor.

ZOBACZ TEŻ: Ukraińcy rozminowali Wyspę Węży i uratowali kota, który "przeżył kilka miesięcy pod okupacją"

Rosjanie wyparci z Wyspy Węży

Ekipa stacji rozmawiała z ukraińskimi żołnierzami, którzy przebywają na wyspie w ramach misji obserwacyjnej. W trakcie misji nie mogą się oni kontaktować ze swoimi rodzinami, bo włączenie telefonu wysyła sygnał, który stwarza ryzyko rosyjskiego ataku. Jeden ze stacjonujących żołnierzy to posługujący się pseudonimem "Fortuna" Rosjanin, który przed wojną mieszkał z rodziną w Ukrainie i jako ochotnik wstąpił do ukraińskiej armii. - W tym momencie Rosjanie przeprowadzają tylko ataki powietrzne, więc słyszymy, że się zbliżają. Mamy też obserwatorów wzdłuż całego obszaru i otrzymujemy dane wywiadowcze. Zazwyczaj jesteśmy więc ostrzegani o możliwym ataku - opowiedział. Dodał, że czasem z oddali na morzu widać rosyjskie okręty. - Musimy być na straży 24 godziny na dobę, więc nigdy się nie nudzimy. Zawsze jest coś, co musimy zrobić - przyznał.

Żołnierz o pseudonimie "Szekspir" twierdzi, że przewodził operacji wyparcia rosyjskich oddziałów z wysp. Wskazał, że Rosjanie w walce z Ukraińcami popełnili wiele błędów. - Rosjanie popełnili błąd w ocenie, że nie damy rady ich dosięgnąć. Myśleli, że możemy atakować ich jedynie artylerią rakietową, więc umieścili na wyspie systemy przeciwpowietrzne. Byli w stanie przechwycić nasze rakiety, ale my zastosowaliśmy skomplikowane uderzenia. Stracili ludzi i drogi sprzęt na marne. To był ich główny błąd - stwierdził w rozmowie z CNN.

Ostrzał Wyspy WężyChief of Ukraine's General Staff Valeriy Zaluzhny via Telegram

ZOBACZ TEŻ: Władimir Putin przyznaje: ekstremalnie trudna sytuacja w okupowanych regionach Ukrainy

Wyspa na Morzu Czarnym

Wyspa Węży znajdująca się na Morzu Czarnym w odległości ok. 50 km od wybrzeża Ukrainy stała się jednym z symboli ukraińskiego oporu przeciwko rosyjskiej inwazji. Okupowana przez kilka miesięcy przez Rosjan Wyspa Węży w lipcu wróciła pod kontrolę wojsk ukraińskich.

Choć Wyspa jest niewielka, posiadanie nad nią kontroli ma strategiczne znaczenie dla obu stron wojny. W maju szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanow wyjaśniał, że ten, kto ją kontroluje, może kontrolować także sytuację na całym Morzu Czarnym i częściowo w powietrzu nad południową Ukrainą. - To strategicznie ważny punkt, umożliwiający otwarcie morskich szlaków handlowych i dostawy uzbrojenia - mówił.

ZOBACZ TEŻ: Wizyta Zełenskiego w USA. Ekspertka: pewien powrót do normalnego funkcjonowania

Autorka/Autor:pb//mm

Źródło: CNN, tvn24.pl