Miasto jest zrujnowane, niektóre dzielnice są nie do opisania, prawie półtora tysiąca budynków jest zniszczonych, ludzie uciekli - tak sytuację w Charkowie opisywał w sobotnich "Faktach po Faktach" profesor Taras Gołopych, który zdecydował się pozostać w swoim domu, mimo nieustannych rosyjskich ataków. - Trzeba brać pod uwagę, że jeszcze będzie bardzo ciężko, zginie wielu ludzi. To dopiero początek - ocenił.
W Charkowie - który przed inwazją rosyjską był drugim, co do wielkości miastem Ukrainy - zrujnowanych zostało setki wielopiętrowych bloków mieszkalnych, zniszczono także dziesiątki przedszkoli, szkół i szpitali. Miasto jest ostrzeliwane niemal codziennie od czasu, gdy rozpoczęły się działania wojskowe na pełną skalę. Gościem "Faktów po Faktach" w TVN24 był w sobotę profesor Taras Golopych, prorektor Collegium Humanum i mieszkaniec Charkowa.
"Miasto jest zrujnowane"
- Dzisiaj była cisza - powiedział, zapytany o aktualną sytuację w mieście. Zaznaczył jednak, że "sytuacja zmienia się bardzo szybko". - Istnieje niebezpieczeństwo, że Charków będzie ponownie bombardowany tak jak na początku wojny - dodał. Prof. Golopych mówił, że "miasto jest zrujnowane, niektóre dzielnice są nie do opisania, prawie półtora tysiąca budynków jest zrujnowanych, ludzie uciekli". - U mnie w mieszkaniu mieszka mój przyjaciel i jego żona, we czwórkę teraz mieszkamy u mnie - relacjonował. - Podjęliśmy decyzję, że nie będziemy schodzić do piwnicy. Mamy tutaj takie jakby schronisko - opisywał. Jak mówił, podzielili mieszkanie tak, by każdy miał kąt dla siebie. Jemu przypadła łazienka. - Dobra myśl i dobra modlitwa czynią cuda - powiedział gość "Faktów po Faktach".
"To dopiero początek"
Zapytany, czy nie myślał o tym, żeby wyjechać z Charkowa, odparł bez zastanowienia: - Absolutnie nie. Tutaj mój syn pracuje w szpitalu non stop, 50 kilometrów od Charkowa mam teściową z psem. Podjęliśmy decyzję, że nie wyjedziemy bez nich i będziemy tutaj z nimi do końca - stwierdził. - Wierzymy w nasze siły zbrojne, w naszego prezydenta, w nasz naród - oświadczył. - Teraz czytam rewelacje, że już mówią o odbudowie Ukrainy, ale trzeba brać pod uwagę, że jeszcze będzie bardzo ciężko, zginie wielu ludzi. To dopiero początek - dodał.
Prof. Golopych: mój syn stał się zupełnie innym człowiekiem
Gość "Faktów po Faktach" opisywał też, jak wyglądają wojenne dyżury jego syna - lekarza.
Jak mówił, przebywa on w pracy właściwie bez przerwy. - Cały czas dyżury, cały czas w napięciu, bo w każdej chwili mogą przywieźć rannego żołnierza albo cywila. Mówi, że dostarczają im [medykom - przyp. red.] jedzenie, wodę, opatrunki - relacjonował. Dodał, że do szpitala trafia bardzo dużo pomocy humanitarnej, w tym z Polski.
Prof. Golopych powiedział, że od 24 lutego - od dnia, gdy rozpoczęła się rosyjska inwazja na Ukrainę - jego syn "stał się zupełnie innym człowiekiem". - Jak każdy z nas tutaj - dodał.
- Dzisiaj wpadł do nas na dwie godziny, wziął prysznic, wypraliśmy mu ubrania - opowiadał. Dodał, że po tym krótkim czasie spędzonym z bliskimi jego syn wrócił na służbę - do szpitala.
Źródło: TVN24