Turcja wezwała ambasadora Rosji Andrieja Karłowa w związku z "intensywnym" bombardowaniem turkmeńskich wiosek w północnej Syrii przez rosyjskie samoloty - poinformował turecki premier Ahmet Davutoglu.
W osobnym komunikacie rzecznik MSZ Turcji Tanju Bilgic ostrzegł, że ostrzał cywilów w turkmeńskich miejscowościach "może prowadzić do poważnych konsekwencji" i wezwał Rosjan do natychmiastowego zakończenia tych operacji prowadzonych w pobliżu tureckiej granicy. Podczas spotkania z ambasadorem Karłowem "podkreślono, że działania strony rosyjskiej nie stanowią walki z terroryzmem, lecz (polegają na) bombardowaniu cywilów w turkmeńskich wioskach" - głosi komunikat ministerstwa. Turecka agencja Anatolia, powołując się na lokalne źródła turkmeńskie poinformowała, że w rosyjskich bombardowaniach zginęło 20 osób. Ankara tradycyjnie manifestuje solidarność z turkmeńską ludnością w Syrii.
Napięte relacje
W październiku prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zagroził Rosji zerwaniem kontraktów energetycznych ze względu na przypadki naruszania tureckiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie lotnictwo. Rzecznik prasowy Kremla Dmitrij Pieskow zareagował wówczas zapewnieniem, że Moskwa liczy na utrzymanie dobrych stosunków z Turcją. 30 września Rosja rozpoczęła bombardowania w Syrii, twierdząc, że ich celem będą dżihadyści z Państwa Islamskiego (IS). Jednak rosyjskie samoloty atakowały także oddziały opozycji walczącej z prezydentem Syrii Baszarem el-Asadem, który jest sojusznikiem Moskwy. Waszyngton wspiera niektóre z tych grup. Ankara, tak jak państwa zachodnie, jest przeciwna wspieraniu Asada przez Rosjan.
Autor: mtom / Źródło: PAP