Turcja jest gotowa do wszechstronnej współpracy z państwami Europy, aby powstrzymać ochotników z tych krajów od nielegalnego przekraczania jej granic i wstępowania w szeregi Państwa Islamskiego (IS) - oznajmił turecki premier Ahmet Davutoglu.
- Poprosiliśmy państwa europejskie o bardziej wszechstronną współpracę w tej sprawie i jesteśmy gotowi z nimi współpracować – oświadczył szef tureckiego rządu na konferencji prasowej podczas wizyty w Nikozji, stolicy uznawanej tylko przez Ankarę Tureckiej Republiki Cypru Północnego. To pierwsza zagraniczna podróż Ahmeta Davutoglu jako premiera; wcześniej pełnił stanowisko ministra spraw zagranicznych.
- Robimy wszystko, co możliwe, by powstrzymać tych ludzi. Wszelkiego rodzaju ekstremizm i szerzenie podziałów zagrażają zarówno Turcji, jak i stabilności całego regionu. Potrzebna jest wszechstronna współpraca, aby powstrzymać ich rozwój - powiedział Davutoglu. Jednocześnie zaznaczył, że granice Turcji pozostają otwarte ze względów humanitarnych, co w jego ocenie ocaliło życie wielu spośród półtora miliona syryjskich i irackich uciekinierów, którzy znajdują się obecnie na terytorium jego kraju. - To są nasi bracia i siostry, na pomoc dla nich wydaliśmy już ponad cztery miliardy dolarów. Gdybyśmy zamknęli nasze granice, ci ludzie prawdopodobnie już dawno by nie żyli – podkreślił Davutoglu.
Więcej Europejczyków niż Turków
Nie zgodził się z pojawiającymi się od kilku dni w zachodnich mediach artykułami, według których wielu bojowników IS pochodzi właśnie z Turcji, gdzie mają działać dobrze rozwinięte ośrodki rekrutujące potencjalnych dżihadystów. - Doniesienia prasy zachodniej są nieprawidłowe. Według raportów służb wywiadowczych w szeregach IS jest o wiele więcej obywateli państw europejskich niż Turków – powiedział Davutoglu.
Ocenił, że za wzrost potęgi Państwa Islamskiego jest odpowiedzialny reżim syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada, który “pomógł IS na wczesnym etapie rozwoju”, a także społeczność międzynarodowa, która według niego nie zrobiła nic, by doprowadzić do upadku Asada i zapobiec trwającej od ponad trzech lat masakrze ludności cywilnej w Syrii.
Słowom Davutoglu zaprzeczył we wtorek poseł głównej opozycyjnej partii tureckiej CHP, Atilla Kart - donosi agencja AP. Oświadczył, że wie o przynajmniej 53 rodzinach, które w zeszłym tygodniu przekroczyły granicę z Syrią, aby przyłączyć się do IS. Ocenił, że jest to zjawisko powszechne i oskarżył rząd Davutoglu o brak działań mających zmienić tę sytuację. Kart zaznaczył, że Turków w szeregach IS jest więcej niż obywateli jakiegokolwiek innego państwa.
Turcja na cenzurowanym
W ostatnich tygodniach w prasie zachodniej pojawiły się reportaże z największych miast Turcji, Ankary i Stambułu, zawierające wywiady z rodzinami młodych tureckich dżihadystów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę turecko-syryjską, aby przyłączyć się do walki o utworzenie na terenie Syrii i Iraku islamskiego państwa, kalifatu.
Wielu z nich - jak informują m.in. "Newsweek" i "The New York Times" - to pochodzący z biednych rodzin byli narkomani, którym religia pomogła w walce z nałogiem. Są wśród nich także kobiety, które udają się do bastionu IS, syryjskiego miasta Ar-Rakka, aby zawrzeć z dżihadystami związki małżeńskie, a nawet dzieci, często porwane przez jedno z rodziców, którzy zamierzają wychować je według zasad IS. W sumie po stronie IS ma obecnie walczyć ok. 1000 obywateli tureckich. Wśród islamistów, których według ostatnich szacunków CIA może być nawet około 31 tys., są także obywatele Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Włoch, Szwecji, Australii i Stanów Zjednoczonych. Zdaniem profesora Petera Neumanna z londyńskiego King’s College, na którego powołuje się "NYT", łącznie w szeregach IS może znajdować się ok. 12 tys. obywateli państw zachodnich. Większość z nich przedostaje się na tereny zajęte przez IS właśnie przez terytorium Turcji, której południowo-wschodnie granice z Syrią i Irakiem, liczące ponad tysiąc kilometrów długości, są słabo strzeżone. Ankara jest pod coraz większą presją ze strony swoich zachodnich partnerów, aby tę sytuację zmienić.
Strefa buforowa?
W poniedziałek prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan poinformował lokalne media, że tureckie wojsko opracowuje plany utworzenia na południowej granicy kraju "strefy buforowej", która miałaby chronić przed dżihadystami z IS. Zastrzegł jednak, że nie jest jeszcze pewne, czy taka strefa jest rzeczywiście konieczna. Władze w Ankarze utrzymywały wcześniej, że nie chcą, by Turcja odgrywała rolę państwa frontowego w tworzonej przez Stany Zjednoczone koalicji przeciw dżihadystom z IS. Rząd w Ankarze przypomniał, że islamiści nadal przetrzymują 49 tureckich zakładników, wśród których są dyplomaci, żołnierze i dzieci uprowadzone w czerwcu przez islamistów z konsulatu w Mosulu na północy Iraku. Turcja długo była oskarżana przez Zachód o wspieranie radykalnych ugrupowań walczących w Syrii z siłami prezydenta Asada. Ankara odpiera te oskarżenia.
Autor: mtom/kwoj / Źródło: PAP