Po zeszłotygodniowych wyborach w Kenii wciąż jest niespokojnie. W mieście Eldoret na zachodzie kraju doszło dziś do tragedii, w której mogło zginąć nawet 50 osób. Napastnicy podpalili kościół, w którym ludzie szukali schronienia przed aktami przemocy.
Według różnych źródeł w świątyni spłonęło od 12 do ponad 50 osób, w tym dzieci. Informacje na temat liczby ofiar są rozbieżne. Zachowujące anonimowość źródło policyjne, na które powołuje się agencja AFP, podało wcześniej, że ofiar śmiertelnych jest co najmniej 30.
Przedstawiciel miejscowej organizacji Czerwonego Krzyża podał, że 42 osoby ciężko poparzone przewieziono do szpitala, lecz nie był w stanie potwierdzić informacji o liczbie ofiar śmiertelnych.
Według świadków, w świątyni przebywało w chwili podpalenia ok. 200 osób, a większość ofiar to Kikuju - ludzie z tej samej grupy etnicznej, co prezydent Mwai Kibaki.
Do krwawych aktów przemocy dochodzi w Kenii od 27 grudnia - dnia wyborów, których wyniki są kwestionowane przez opozycję i krytykowane przez Unię Europejską oraz Stany Zjednoczone.
Prezydent Kenii Mwai Kibaki zwrócił się we wtorek do liderów partii politycznych w kraju o natychmiastowe spotkanie i wezwał wszystkich do zachowania spokoju.
Źródło: PAP, tvn24.pl