Prezydent USA Barack Obama może zdobyć mniej głosów bezpośrednich w nadchodzących wyborach, ale wygrać je głosami elektorskimi - wynika z analizy sondaży. Wskazują one, że w wyścigu do Białego Domu Obama i jego rywal Mitt Romney nadal idą łeb w łeb.
Portal internetowy RealClearPolitics, który oblicza średnią z siedmiu najważniejszych sondaży przedwyborczych, ogłosił, że Romney prowadzi obecnie z Obamą w stosunku 47,7 do 46,7 proc. Jest to różnica w granicach błędu statystycznego.
Tymczasem po obliczeniu średnich rezultatów sondaży ze wszystkich stanów okazało się, że gdyby wybory odbyły się dziś, prezydent wygrałby z kandydatem republikanów zdobywając więcej od niego głosów elektorskich - 294 przeciwko 244.
Duże stany za Obamą
Wynika to z amerykańskiego systemu wyborów pośrednich, gdzie liczą się głosy elektorskie. Zwycięzca w danym stanie otrzymuje wszystkie tamtejsze głosy elektorskie, niezależnie od tego, jaki był rozkład głosów bezpośrednich. Obama zaś jest faworytem w większości dużych (ludnościowo) stanów, jak Kalifornia i Nowy Jork, które zapewniają najwięcej głosów elektorskich.
W jednym z najczęściej cytowanych sondaży, przeprowadzonym przez Instytut Gallupa, prowadzi Romney, na którego chce głosować 51 procent Amerykanów, podczas gdy Obamę popiera 45 procent.
Ohio kluczowe
Kandydat Partii Republikańskiej (GOP) wyprzedził prezydenta po pierwszej debacie telewizyjnej w Denver, którą zdecydowanie wygrał. Chociaż drugą debatę, w ostatni wtorek, wygrał nieznacznie Obama, przewaga Romneya w sondażach nie zmalała.
Jednak prezydent - jak wskazuje najnowszy sondaż NBC News i "Wall Street Journal" - ma wciąż więcej zwolenników w dwóch ważnych "swing states", stanach "wahających się" kogo poprzeć, na Środkowym Zachodzie, czyli w Ohio i Iowa. W Iowa prowadzi w stosunku 51 do 43 procent, a w Ohio - 50 do 42 procent. Zwłaszcza ten ostatni stan uchodzi za kluczowy dla zwycięstwa w wyborach.
Autor: BOR/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/MICHAEL REYNOLDS