I już po meczu. Drużyna Dennisa Rodmana, która przyjechała do Korei Północnej, by uczcić 31. urodziny Kim Dzong Una, rozegrała w środowy wieczór w Pjongjangu mecz z reprezentacją Korei Północnej. Choć przed wyjazdem Rodman odżegnywał się od politycznego wydźwięku wizyty, w przerwie meczu odśpiewał swemu - jak go nazywa - "przyjacielowi" "Sto lat".
Mecz, będący wisienką na torcie trwających od kilku dni obchodów urodzin Kim Dzong Una, był podzielony na dwie połowy.
W pierwszej Rodman i inni byli gracze NBA mierzyli się z zawodnikami Kima, w drugiej doszło do wymieszania drużyn. W normalnym meczu utrudniłoby to wskazanie zwycięzcy pojedynku, ale - jak informuje amerykański portal NKNews.org, powołujący się na rozmowę z Simonem Cockerellem, przewodnikiem turystycznym pracującym na stałe w Pjongjangu - koniec końców "wygrała Korea Północna".
Polityka była. Rodman tworzy kult Kima
W takcie meczu Dennis Rodman, otwarcie mówiący o swej wielkiej przyjaźni z Kimem, odśpiewał mu "Sto lat", a cały mecz zadedykował przywódcy, jego rodzinie i zgromadzonym dygnitarzom.
Stoi to więc w sprzeczności z zapewnieniami koszykarza sprzed wylotu do Pjongjangu. Jeszcze kilka dni temu Rodman mówił, że jego wizyta nie będzie miała żadnych politycznych podtekstów, a jedynym jej celem jest wręczenie przyjacielowi prezentu.
Po odśpiewaniu urodzinowej pieśni, w USA zapewne przybierze jeszcze na sile fala krytyki pod adresem członka Galerii Sław NBA. We wtorkowy wieczór - po tym, jak Rodman w czasie rozmowy przeprowadzanej w Pjongjangu wymienił kilka (dość niespójnych) zdań o więzionym od roku Amerykaninie odsiadującym w Korei Północnej wyrok 15 lat więzienia za szpiegostwo - głos zabrała rodzina więźnia, nazywając zachowanie byłego koszykarza, insynuującego jego winę za popełnione czyny, za "przerażające".
Senator John McCain nazwał z kolei Rodmana "idiotą", który nie rozumie, w jaką polityczną grę się wplątał, budując swoimi wizytami kult przywódcy w kraju ciemiężonym od dekad przez "dynastię Kimów".
Autor: adso / Źródło: nknews.org