Niegdysiejszy gwiazdor NBA, Denis Rodman przyleciał do Korei Północnej. To już jego druga wyprawa do tego kraju w ciągu roku. Za pierwszym razem bardzo "zaprzyjaźnił się" z dyktatorem Kim Dzong Unem. Nazywa go teraz swoim "przyjacielem", "kumplem" i "świetnym dzieciakiem".
Początkowo pojawiły się nadzieje, iż druga wyprawa Rodmana w ciągu roku, co jest rzadkością jeśli chodzi o wizyty obcokrajowców w Korei Północnej, jest sygnałem ocieplania się relacji dyktatury z USA. Sam koszykarz, jak spekulowano, mógłby pomóc w uwolnieniu obywatela USA Kennetha Bae, skazanego na 15-lat północnokoreańskiego więzienia. Rodman uciął jednak spekulacje. Nie jedzie do Korei Północnej walczyć o wolność dla rodaka. - To po prostu kolejna wyprawa w ramach koszykarskiej dyplomacji - stwierdził na lotnisku w Pekinie, skąd odleciał do Pjongjangu. - Jadę tam spotkać się z moim przyjacielem Kimem i chce pogadać o koszykówce - dodał. Tym razem jego wyprawę sponsoruje irlandzka firma bukmacherska. Rodman jest najnowszym słynnym "przyjacielem" Korei Północnej z Zachodu. Pierwszy raz był wiosną tego roku, kiedy na poziomie deklaracji Półwysep Koreański stał na krawędzi wojny. Rodman zjawił się wtedy w Pjongjangu w ramach kręcenia filmu dokumentalnego. Przy okazji zaprzyjaźnił się z 30-letnim dyktatorem Kim Dzong Unem. Razem oglądali mecz, jedli obiad, śmiali się, rozmawiali, ściskali się i deklarowali zażyłą przyjaźń. Wizyta Rodmana wywołała bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony w tym samym czasie oficjalna propaganda Korei Północnej deklarowała rychłe zmiecenie z powierzchni ziemi USA, a sam były koszykarz nie do końca wiedział gdzie jest i mylił obie Koree. Po powrocie deklarował, iż Kim jest "wspaniałym dzieciakiem" i "wielkim przywódcą", który ma "chcieć jak najlepiej dla swojego narodu". Z drugiej strony był to promyk nadziei na normalizację stosunków z USA.
Autor: mk//bgr,mtom / Źródło: Reuters