Kilkuset uczestników wyruszyło w poniedziałek ze stolicy Niemiec w marszu pokoju, który zakończyć się ma dopiero na pograniczu turecko-syryjskim. Uczestnicy przejdą odwróconym szlakiem uchodźców m.in. przez Czechy, Austrię, Słowenię. Wśród nich jest wielu Polaków. Po drodze do maszerujących dołączać mają kolejni ochotnicy. W ten sposób uczestnicy akcji chcą zaapelować o zakończenie trwającej od ponad pięciu lat wojny w Syrii.
Mimo złej pogody uczestnicy wyruszyli z okolic byłego lotniska Tempelhof w Berlinie. Obecnie część dawnego portu lotniczego służy jako obóz dla uchodźców. Do marszu można dołączyć w każdym momencie, na każdym etapie - poinformowała reporterka TVN24.
Pochód ma zwrócić uwagę na problem ludności, która w ogarniętej wojną Syrii cały czas czeka na pomoc humanitarną.
Odwrócony szlak uchodźców
Organizatorzy szacują, że uczestnicy będą pokonywać dziennie około 20 km. Jeśli utrzymają zakładane tempo to na granicę Turcji z Syrią dotrą w ciągu około trzech i pół miesiąca. Aktywiści idą najpierw w stronę Czech, a następnie przemaszerują przez terytoria Austrii, Słowenii, Chorwacji, Serbii, Macedonii, Grecji i Turcji.
Mimo, że marsz ma zakończyć się na granicy turecko-syryjskiej to jednak organizatorzy nie wykluczają jego kontynuowania. Jeżeli warunki będą sprzyjać to aktywiści chcą udać się do Aleppo, które leży 40 km na południe od granicy z Turcją. Miasto Aleppo, dawna stolica gospodarcza Syrii i bastion rebeliantów, upadło po miesiącu ataków syryjskich sił rządowych, wspieranych przez irańskie bojówki i rosyjskie lotnictwo.
"Dość życia w strachu"
Jak powiedziała jedna z uczestniczek, zdecydowała się wziąć udział w tym marszu, aby pokazać solidarność z osobami, które mieszkają w Syrii, aby walczyć z agresją. - Jest to wsparcie dla osób, które czekają na pomoc ze świata - mówiła.
Inna uczestniczka, która przyjechała specjalnie na marsz z Kostrzyna nad Odrą mówiła, że ma dość życia w strachu. - Mam dość życia w różnych fobiach, które mnie otaczają, w poczuciu, że wielu moich rodaków i przyjaciół czuje się lepszych od innych - wyjaśniła.
- Chciałam mojego syna wychować w taki sposób, żeby wiedział, że dostaliśmy ogromny dar - życie, zdrowie, bezpieczeństwo i tym darem trzeba się dzielić. A jeżeli nie potrafimy się nim podzielić to chociaż zróbmy coś, żeby pokazać solidarność z ludźmi, którzy mają zupełnie inną sytuację niż my - podkreśliła.
Zdaniem uczestniczek trzeba organizować takie marsze, żeby zmienić mentalność ludzi na świecie. Mają nadzieję, że ten marsz pokaże, że społeczeństwo jest w stanie się zorganizować i zmienić coś na świecie.
Inicjatorka akcji
Inicjatorką akcji jest Anna Alboth - Polka, która swoimi przemyśleniami podzieliła się w sieci. Reakcja internautów była natychmiastowa. Alboth, która na co dzień mieszka w Berlinie, wyjaśnia, że do decyzji dojrzewała w ciągu ostatniego roku.
- W Berlinie mam dużo kontaktu z Syryjczykami. To jest temat na porządku dziennym, u mnie w domu, wśród moich znajomych. Dotykało to mnie, zbierało się coraz bardziej, aż w którymś momencie nie mogłam tego więcej dźwigać i zobaczyłam, że jest nas bardzo dużo takich osób, które nie mogą już tego udźwignąć i chcą coś zrobić - podkreśla.
Miasto ruin
Wschodnie dzielnice Aleppo były kontrolowane przez rebeliantów od lipca 2012 roku. Miasto było od tego czasu podzielone na części rebeliancką i rządową. Aleppo jest uznawane za jedno z najstarszych nieprzerwanie zamieszkanych miast na świecie.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w walkach o kontrolę nad miastem życie straciło od 2011 roku ok. 21,5 tys. cywilów - w samym Aleppo i wokół niego. Setki tysięcy ludzi uciekły z miasta, a wielu zapowiedziało, że do niego nie wróci w obawie przed odwetem ze strony sił rządowych.
Autor: KB/ja / Źródło: TVN24, PAP