To byłby pierwszy taki przypadek w historii brytyjskiego lotnictwa. Ale dron, który miał rzekomo uderzyć w samolot lądujący na Heathrow, wcale nie musiał nim być. Według brytyjskiego ministra transportu, mogła to być równie dobrze plastikowa torba. Zupełnie odmiennego zdania są jednak związki zawodowe pilotów British Airways.
Minister Richard Goodwill wezwał do spokojniejszego traktowania doniesień, jakoby w minioną niedzielę lądujący na londyńskim lotnisku Heathrow Airbus A320 linii British Airways zderzył się z dronem.
Dron czy siatka?
- Nie udało się potwierdzić, czy rzeczywiście był to mały bezzałogowiec. Lokalna policja poinformowała na Twitterze tylko o tym, że ma takie zgłoszenie - stwierdził Goodwill i zaznaczył, że na samolocie nie znaleziono żadnych śladów zderzenia. - Trwają spekulacje, czy nie była to przypadkiem plastikowa siatka albo coś takiego - dodał.
Według ministra załoga samolotu nie jest do końca pewna co widziała, co jest zrozumiałe, bo podczas podejścia do lądowania ma dużo zajęć wymagających pełnego skupienia. - Tak więc może nie powinniśmy tak gwałtownie reagować - stwierdził Goodwill.
Związek zawodowy pilotów BA zareagował na oświadczenie ministra dość gwałtownie. - Osobami, które najlepiej mogą skomentować to, co widziały, są piloci i komisja dochodzeniowa, a nie jakiś urzędnik z Ministerstwa Transportu - stwierdził rzecznik związku.
Piloci chcą zwrócić uwagę władz na ich zdaniem rosnące zagrożenie ze strony małych cywilnych dronów, które pilotowane przez nieodpowiedzialne osoby, mogą się znaleźć na drodze lecących na małej wysokości samolotów. Jednak według brytyjskiego urzędu lotnictwa cywilnego obecne przepisy są "wystarczające wobec skali zagrożenia”. Piloci małych dronów mają obowiązek zachować bezpieczeństwo i latać nimi tylko w zasięgu własnego wzroku.
Autor: mk/ja / Źródło: Independent
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | RHL Images