Większość niemieckich komentatorów krytycznie oceniła pierwsze wystąpienie prezydenta USA Donalda Trumpa w ONZ. Zdaniem "Die Welt" było ono niegodne mocarstwa, które ma ambicje przewodzenia światu, a według "Sueddeutsche Zeitung" - niedyplomatyczne i agresywne.
"Donald Trump i ONZ nie pasują do siebie. Dlatego amerykański prezydent zamiast jednego wygłosił dwa przemówienia: jedno, w którym groził Korei Północnej i jej dyktatorowi śmiercią i unicestwieniem - posługując się językiem, który był niemal zwierciadlanym odbiciem tyrad północnokoreańskiego władcy" - pisze Michael Stuermer w "Die Welt".
Drugie przemówienie - kontynuuje komentator - zawierało "klasyczne motywy nawiązujące do dawnych ambicji do przewodzenia światu". Jedną ręką Trump dał światu nadzieję na ład światowy "made in USA", a drugą te nadzieje zniszczył - ocenia autor.
Arogancja, przerażenie i brak umiaru
"Trump zasygnalizował wszystkim słuchaczom - w sposób arogancki, czemu najwidoczniej nie byli w stanie przeszkodzić jego doradcy - że 'odrażający Amerykanin' jest nadal obecny i nie zamierza zabiegać o uznanie ze strony innych krajów i kultur" - czytamy w "Die Welt".
Wystąpienie prezydenta było "pozbawione umiaru", a jego przemówienie "przerażające ze względu na to, co powiedział, i głęboko niepokojące ze względu na to, co pominął" - ocenia Stuermer.
"W taki sposób nie przemawia mocarstwo, które ma ambicie moralnego i politycznego przewodzenia światu" - zaznacza komentator. Jego zdaniem wystąpienie Trumpa było "chełpliwe, pozbawione umiaru, niepokojące dla reszty świata".
Trump zaprezentował się światu jak "grożący wszystkim belfer". Nie był w stanie, a być może wcale nie starał się, by Stany Zjednoczone odzyskały pozycję kraju gwarantującego światowy porządek - konkluduje Stuermer.
"SZ": tak wygrał wybory i tak rządzi
Równie surowo ocenia wystąpienie Trumpa "Sueddeutsche Zeitung". Trump potwierdził wszystkie negatywne stereotypy na swój temat - pisze Sacha Batthyany. "Chwilami odnosiło się wrażenie, że prezydent wygłasza kolejną mowę w kampanii wyborczej. A przecież nie występował przed swoimi zwolennikami w jakiejś sali koncertowej na Środkowym Zachodzie, lecz po raz pierwszy przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ" - czytamy w komentarzu.
Trump przemawiał "w sposób, który znamy": "niedyplomatycznie, głośno, agresywnie". "W ten sposób wygrał wybory w Stanach Zjednoczonych i tak będzie nadal rządził" - ocenia Batthyany. Jego zdaniem wątpliwe jest, czy za pomocą takich wystąpień będzie w stanie przeforsować swoją politykę.
Niewielka doza dyplomacji, którą ostatnio można było zauważyć w wystąpieniach Trumpa, "rozpłynęła się jak fatamorgana" - kończy komentator "SZ".
"Ameryka przede wszystkim"
Krytycznie o przemówieniu Trumpa pisze także niemiecka prasa regionalna. "Hałaśliwe wypowiedzi Trumpa o Korei Północnej i Iranie sprawiają wrażenie, jakbyśmy cofnęli się do dawnych czasów" - zauważa komentator "Nuernberger Nachrichten". "Retoryczne ataki nie są polityką" - zauważa autor.
Nieco spokojniej ocenia mowę Trumpa w ONZ "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Jak na kogoś, kto podczas kampanii wyborczej nie pozostawił suchej nitki na ONZ i miał dla tej organizacji jedynie złośliwości i drwiny, jego słowa wypowiedziane w 'świątyni multilateralizmu' były demonstracyjnie umiarkowane" - ocenia Klaus-Dieter Frankenberger.
Jego zdaniem nie można powiedzieć, że apele o ograniczenie biurokracji i większą skuteczność były "pozbawione umiaru".
Nawet jeśli Trump głosi hasło "Ameryka przede wszystkim", to nie wolno zapominać, że nie jest pierwszym prezydentem USA, który grozi ONZ ograniczeniem środków i ma na względzie przede wszystkim interesy swego kraju - zauważa komentator.
Niczym nowym nie jest też to, że prezydent otwiera Zgromadzenie Ogólne ONZ wezwaniem wspólnoty narodów do stawienia czoła zagrożeniom, do których należą bez wątpienia "bezczelne prowokacje z testami atomowymi". "Osłabienie i materialne wykrwawienie ONZ nie leżą w interesie Ameryki" - zapewnia Frankenberger w "FAZ".
Autor: mm/adso / Źródło: PAP