Tymczasowy prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Michel Djotodia i premier Nicolas Tiangaye podali się do dymisji - poinformowano w piątek w komunikacie na zakończenie dwudniowego regionalnego szczytu w sąsiednim Czadzie.
Rozmowy na temat nowego kierownictwa Republiki Środkowoafrykańskiej odbędą się w stolicy tego kraju, Bangi, w późniejszym terminie - głosi komunikat.
Prezydent stracił poparcie
Reuters odnotowuje, że regionalni przywódcy wywierali presję na Djotodię, domagając się jego ustąpienia, ponieważ nie zdołał on położyć kresu aktom przemocy na tle religijnym, które zmusiły do ucieczki około miliona ludzi.
Gdy do Bangi dotarły wiadomości o ustąpieniu Djotodii, jego przeciwnicy zaczęli świętować na ulicach.
Między chrześcijanami i muzułmanami
Francja postanowiła wysłać 1,6 tys. żołnierzy do Republiki Środkowoafrykańskiej, gdy stolica została zaatakowana przez chrześcijańskie milicje wraz z byłymi żołnierzami chrześcijańskiego prezydenta Francoisa Bozize, który w marcu ub.r. został obalony przez muzułmańskich rebeliantów z ugrupowania Seleka. Do władzy doszedł wtedy Djotodia. W Bangi doszło do pogromu muzułmanów. Francuzi zwiększyli swoją obecność w Republice Środkowoafrykańskiej, gdyż obawiali się, że pogromy przybiorą ludobójczą skalę.
Konflikt między muzułmanami i chrześcijanami, który przerodził się w religijne pogromy, pochłonął już tysiące ludzi, a jedną piątą 5-milionowej ludności Republiki Środkowoafrykańskiej uczynił uchodźcami we własnym kraju. Ratując się przed pogromami, swoje domy porzuciła jedna trzecia mieszkańców prawie milionowego Bangi.
Bozize zaognił konflikty
Republika Środkowoafrykańska - tak jak inne afrykańskie kraje Sahelu i jego pogranicza, Sudan, Czad czy Mali - dzieli się na murzyńskie i wyznające w większości chrześcijaństwo Południe oraz rzadziej zaludnioną, muzułmańską i często arabską Północ. Polityczny konflikt między rządzącym Południem i dyskryminowaną Północą zaczął przybierać postać wojny religijnej pod koniec rządów skorumpowanego despoty Bozize (2003-2013), który swoich politycznych wrogów zaczął nazywać dżihadystami, licząc nie tylko na wsparcie współwyznawców, ale przede wszystkim Zachodu, toczącego światową wojnę z muzułmańskimi fundamentalistami.
Autor: adso/kka / Źródło: PAP