Unia Europejska nie może pozwolić Chinom na bezkarność w związku z dokonanymi uprowadzeniami spoza terytorium ChRL, a Wielka Brytania powinna wykazać się przywództwem w potępianiu sprawy zaginionych księgarzy z Hongkongu - apeluje dziennik "Financial Times".
"W subtelny i niezbyt subtelny sposób autorytarne macki Komunistycznej Partii Chin sięgają coraz dalej" - pisze "FT". Wzywa liberalne demokracje do obrony uniwersalnych wartości i rządów prawa oraz do pociągnięcia władz Chin do odpowiedzialności za "niedopuszczalne zachowanie poza granicami kraju". Gazeta uważa jednocześnie, że Zachód nie powinien zrywać kontaktów z chińskim rządem i musi unikać ksenofobii.
Najnowszym przykładem tego "niedopuszczalnego zachowania" Chin są - według "FT" - wydarzenia w Hongkongu. Dziennik nawiązuje do rzekomego porwania w ubiegłym miesiącu w tym półautonomicznym regionie mającego brytyjskie obywatelstwo Lee Bo, który publikuje książki dotyczące chińskiej polityki i który trafił "pod opiekę" aparatu bezpieczeństwa w Chinach kontynentalnych. "Byłoby to złamaniem porozumienia gwarantującego byłej brytyjskiej kolonii wysoki stopień autonomii i powinno to być powodem do obaw dla brytyjskiego rządu i obywateli" - pisze "FT". Czterej współpracownicy Lee także "zaginęli" - trzej podczas wizyty w Chinach kontynentalnych, a jeden, mający szwedzkie obywatelstwo Gui Minhai, w Tajlandii. Nie ma dowodów na to, by Lee czy Gui oficjalnie przekroczyli hongkońską lub tajlandzką granicę, "co sugeruje, że Chiny prowadzą teraz poza swymi granicami program 'nadzwyczajnego wydawania' osób" - dodaje. "Najbardziej skandalicznym elementem sprawy zaginionych hongkońskich księgarzy jest to, że prawdziwy powód ich porwania nigdzie na świecie, w tym w Hongkongu, nie byłby uznawany za przestępstwo. Jeśli wierzyć zwolennikom księgarzy, ich grzechem było opublikowanie książki o byłych kochankach prezydenta Xi Jinpinga. Nie jest to przestępstwo nawet w Chinach kontynentalnych, chyba że definicja 'bezpieczeństwa narodowego' może być rozszerzona do ochraniania uczuć partyjnych przywódców" - podkreśla "FT".
Łagodne protesty
Jak dodaje, publiczne protesty zachodnich rządów, w tym brytyjskiego, dotychczas były łagodne. "Jedną sprawą jest mówienie, że sytuacja z przestrzeganiem praw człowieka w Chinach jest sprawą wewnętrzną, a inną jest bagatelizowanie porwań, do których dochodzi poza Chinami kontynentalnymi" - zaznacza gazeta. "Niektórzy mogą porównywać porwania do polityki USA po zamachach z 11 września (2001 roku) i nadzwyczajnego wydawania osób. (...) Unikając usprawiedliwiania działań CIA i administracji George'a W. Busha trzeba zauważyć, że ludzie, których dotyczyły te operacje, byli oskarżeni o planowanie zamachów terrorystycznych i masowych zabójstw, a nie o demaskowanie grzeszków Busha" - zaznacza. Według dziennika "potrzebne jest wspólne unijne podejście, by przekonać Chiny, że nie mogą działać bezkarnie", a Wielka Brytania powinna wykazać się przywództwem, gdyż taka jest jej "historyczna odpowiedzialność" wobec Hongkongu. "Wolność mieszkańców Hongkongu jest kwestią, w sprawie której rząd Margaret Thatcher podjął zobowiązania traktatowe. Londyn nie może wzruszać ramionami i odwracać wzroku" - konkluduje "Financial Times".
Autor: mtom / Źródło: PAP