Wypłynął jako prokurator, który doprowadził do skazania dwóch prezydentów, teraz sam może liczyć się z oskarżeniami o zdradę. Kim jest Jun Suk Jeol, prezydent Korei Południowej, który prawdopodobnie dla celów walki politycznej był zdolny ogłosić stan wojenny w całym kraju?
Jun Suk Jeol, który we wtorek wieczorem ogłosił stan wojenny w Korei Południowej, a kilka godzin później został zmuszony do jego odwołania, w polityce jest względnym nowicjuszem. Popularność i rozpoznawalność zdobył jako seulski prokurator, który odegrał kluczową rolę w skazaniu za nadużycia władzy dwoje południowokoreańskich prezydentów: Park Geun-hye i Lee Myung-baka. Oboje prezydenci nie tylko zostali osądzeni, ale usłyszeli też wieloletnie wyroki więzienia. Jun dał się dzięki temu poznać jako bezlitosny obrońca uczciwości, który nie boi się ujawniania nieprawidłowości na szczytach władzy.
Jun Suk Jeol - kim jest
W 2019 roku został mianowany prokuratorem generalnym przez kolejnego prezydenta Mun Dze Ina, który jednak szybko pożałował swojej decyzji. Jun Suk Jeol wkrótce wszczął śledztwo m.in. przeciwko ministrowi sprawiedliwości w jego rządzie, zmuszając ministra do podania się do dymisji. Po dwóch latach burzliwych relacji z administracją prezydenta Jun zrezygnował ze swojej funkcji w marcu 2021 roku, aby chwilę później ogłosić start w wyborach prezydenckich. Wykorzystywał w ten sposób swoją popularność jako twardy konserwatysta, który jednocześnie ma liberalne poglądy w gospodarce.
W Korei Południowej urząd prezydenta jest równie silny jak w Stanach Zjednoczonych - to prezydent wybiera premiera, ma również ogromne kompetencje własne. Aby zwiększyć swoje szanse na elekcję, Jun Suk Jeol dołączył wówczas do najważniejszej prawicowej partii w kraju, Partii Władzy Ludowej, by niedługo później uzyskać jej nominację jako kandydata w wyborach prezydenckich. W marcu 2022 roku zdołał wygrać te wybory, choć dosłownie o włos - jego przewaga nad kontrkandydatem z Partii Demokratycznej wynosiła mniej niż jeden procent, co było najmniejszą różnicą w historii południowokoreańskiej demokracji.
Prezydent Jun Suk Jeol
Prezydent Jun Suk Jeol zapowiadał konserwatywną politykę społeczną, obiecując m.in. likwidację Ministerstwa Rodziny i Równości Płci, a zarazem liberalną politykę gospodarczą, obiecując przejrzystość i deregulację.
Jego wejście na szczyt okazało się jednak początkiem końca popularności. Jun Suk Jeol stracił zaufanie obywateli najpierw na skutek tragedii w Seulu w 2022 roku, gdy po wybuchu paniki podczas halloweenowej zabawy zginęło ponad 150 osób, a następnie przez wywołanie głębokiego kryzysu w służbie zdrowia, który trwa do dzisiaj. Jednocześnie Jun zasłynął z licznych gaf, m.in. nagrania, na którym wydaje się w wulgarny sposób określać amerykańskich kongresmenów. Szybko pojawiły się także zarzuty pod adresem Jun Suk Jeola o jego autorytarne zapędy i osłabianie demokracji.
Jakby tego było mało, na światło dzienne wypływały kolejne skandale z udziałem jego żony, Kim Keon Hee. Pod jej adresem kierowane były zarzuty m.in. o wystawny styl życia i przyjmowanie drogich prezentów, ale również o korupcję, ingerowanie w obsadę najważniejszych stanowisk w państwie i manipulowanie kursami akcji.
Popularność sięga dna
W kwietniu 2024 roku odbyły się w Korei Południowej wybory parlamentarne, które powszechnie postrzegano jako wotum zaufania wobec prezydenta. Te zakończyły się ogromną porażką jego ugrupowania i przejęciem zdecydowanej większości miejsc w parlamencie przez opozycję na czele z Partią Demokratyczną. Rozpoczęło to całkowity impas polityczny w Korei Południowej, w którym niepopularny prezydent zaciekle wetował decyzje parlamentu, a parlament konsekwentnie odrzucał decyzje prezydenta.
W tej sytuacji popularność Jun Suk Jeola sięgnęła dna, gdy w listopadzie tego roku spadła - według części sondaży - do zaledwie 17 procent. Prezydent z coraz większym trudem ukrywał swoją frustrację polityczną, w listopadzie zdobywając się jednak jeszcze na publiczne przeprosiny za kontrowersje wokół jego żony. Nadal nieustępliwie bronił jednak nie tylko własnych decyzji, ale również działań żony, wobec której nie godził się na przeprowadzenie transparentnego śledztwa. Tym samym zniszczył swój mit obrońcy uczciwości, który wcześniej przyniósł mu popularność.
Stan wojenny w Korei Południowej
Mimo stawianych przez opozycję oskarżeń o autorytarne zapędy, nikt nie spodziewał się jednak, że Jun Suk Jeol będzie zdolny w ramach walki politycznej do ogłoszenia stanu wojennego w całym kraju. Jako wydarzenie, które ostatecznie pchnęło go ku tej katastrofalnej decyzji, wskazuje się często odrzucenie przez parlament rządowego projektu budżetu, którego prezydent nie mógł zawetować. Jednocześnie składane były przez opozycję kolejne wnioski o dymisję kluczowych urzędników państwowych, zaś środowisko naukowe wydało list otwarty, wzywający do odejścia także samego Jun Suk Jeola.
Ze szczątkowych informacji, które ujawniono do tej pory, wygląda na to, że sfrustrowany prezydent postanowił zaryzykować politycznie i wykorzystać tę sytuację do wprowadzenia stanu wojennego. Działania opozycji wskazał jako zagrażające stabilności państwa i sprzyjające Korei Północnej, nie przedstawiając jednak żadnych faktów na potwierdzenie tych oskarżeń.
Jednak ogłoszenie stanu wojennego bardzo szybko okazało się "błędem w kalkulacjach politycznych", jak raczej delikatnie ocenił to prof. Leif Eric-Easley z seulskiego Ewha Womans University. Jun Suk Jeol odważył się zagrozić demokracji i wewnętrznej stabilności państwa, choć wydaje się, że szanse na powodzenie tej decyzji były niewielkie. Prezydent miał marginalne poparcie społeczne, odwracała się od niego duża część własnej partii, brakowało mu także silnej pozycji w armii. "Brzmiał jak polityk działający pod oblężeniem, wykonujący desperacki krok przeciwko kolejnym skandalom, instytucjonalnej niemocy i wezwaniom do impeachmentu, które teraz najpewniej jedynie się nasilą", zauważa Leif Eric-Easley.
Upadek prezydenta
Wiele wskazuje na to, że Jun Suk Jeol może teraz podzielić los swoich poprzedników na urzędzie prezydenta, których wcześniej tak popisowo oskarżał i kierował do więzienia. Odejście tak niepopularnego i skompromitowanego polityka - czy przez dymisję, czy przez impeachment - wydaje się praktycznie przesądzone. Bardzo możliwe jednak, że to będzie jedynie początek jego dalszych problemów i możliwych oskarżeń.
Opozycyjna Partia Demokratyczna już oskarżyła bowiem prezydenta Jun Suk Jeola, ministra obrony Kim Jong Hjuna oraz ministra administracji publicznej i bezpieczeństwa Li Sang Mina o zmowę w sprawie "niekonstytucyjnego i niezgodnego z prawem" ogłoszenia stanu wojennego. Według południowokoreańskich mediów ministrowi obrony grozi także zarzut zdrady stanu - według nieoficjalnych informacji to on miał doradzić prezydentowi wprowadzenie stanu wojennego.
Południowokoreański minister obrony w środę rzeczywiście próbował wziąć na siebie całą odpowiedzialność za ogłoszenie stanu wojennego. Podał się do dymisji, stwierdził także, że wszyscy członkowie sił zbrojnych, którzy zostali zmobilizowani w trakcie kilkugodzinnego stanu wojennego, działali z jego polecenia.
Jednak można wątpić, czy to uchroni prezydenta od zarzutów. Według południowokoreańskich prawników, ogłoszenie stanu wojennego i skierowanie żołnierzy do parlamentu może stanowić wystarczającą podstawę, by także Jun Suk Jeola oskarżyć o zdradę. - Jeśli żołnierze siłą weszli do Zgromadzenia Narodowego i utrudnili lub uniemożliwili parlamentarny proces podejmowania decyzji, wówczas (Jun) może być oskarżony o powstanie (przeciwko legalnej władzy) lub zdradę - stwierdzia cytowany przez "Korea Herald" Lim Ji-bong z seulskiego Sogang University Law School.
Za taki zarzut grozi w Korei Południowej dożywocie lub kara śmierci.
ZOBACZ TEŻ: Momenty grozy, wojsko w parlamencie. Nagranie
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA - Han Myung-gu