Weekendowe wydania brytyjskich gazet podsumowują wizytę prezydenta USA Baracka Obamy i podkreślają, że słowa o "staniu na końcu kolejki" w negocjowaniu umów handlowych po ewentualnym wyjściu Wielkiej Brytanii z UE mogą być decydującym momentem kampanii referendalnej.
Amerykański prezydent zakończył w niedzielę rano wizytę w Wielkiej Brytanii; w jej trakcie spotkał się m.in. z królową Elżbietą II, księciem Williamem i księżną Kate, premierem Davidem Cameronem, liderem opozycji Jeremym Corbynem i grupą młodzieży.
"Słowa Obamy ożywiły unijną debatę"
Obama oświadczył w piątek, że w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej oddzielne porozumienie bilateralne "nie wydarzy się w najbliższej przyszłości". - Priorytetem będą dla nas w dalszym ciągu negocjacje z całym blokiem (Unii Europejskiej) - podkreślił. - Wielka Brytania będzie na końcu kolejki - powiedział prezydent USA, oceniając, że podpisanie oddzielnej umowy po ewentualnym Brexicie byłoby "wyjątkowo nieefektywne".
"Słowa prezydenta Obamy ożywiły unijną debatę, która dotychczas była nudniejsza niż rozgrywki staruszków w rzutki" - napisał eurosceptyczny tabloid "Mail on Sunday", niedzielne wydanie "Daily Mail".
"Jego interwencja może być odbierana jako brutalna, ale pokazała ogromną słabość zwolenników wyjścia z Unii Europejskiej. To zmusi ich do tego, by się lepiej przygotowali, co przyniesie kampanii same korzyści, jeśli wziąć pod uwagę niezwykłe znaczenie tego głosowania dla przyszłości naszego kraju" - argumentowała gazeta w komentarzu redakcyjnym.
"Jeśli referendum zostanie wygrane przez zwolenników pozostania w Unii Europejskiej - co wydaje się coraz bardziej prawdopodobne - wydarzenia ostatnich 48 godzin będą postrzegane jako kluczowy moment" - ocenił publicysta gazety Dan Hodges, dodając, że "kiedy Obama mówi, ludzie - w tym Brytyjczycy - go słuchają".
"Groźby Obamy nie zdecydują o referendum"
W swoim komentarzu również dziennikarze "The Sun" przyznali, że słowa amerykańskiego prezydenta wskazały na problem zwolenników wyjścia ze wspólnoty. "Wyborcy muszą usłyszeć, dlaczego Wielka Brytania może być bogatsza poza Unią Europejską. (...) Groźby Obamy nie zdecydują o referendum. Gospodarka i imigracja - tak" - ocenili.
Z kolei felietonistka "The Guardian" Sonia Sodha uważa, że "słowa Obamy o 'kolejce' były tak naturalne dla Brytyjczyków, jakby prezydent spędził godziny czekając na miejsce na Górce Henmana (z której kibice oglądają mecze turnieju tenisowego Wimbledon - red.) lub na zobaczenie królowej Elżbiety II podczas jej jubileuszu".
Opublikowane po słowach Obamy sondaże są nieco bardziej ostrożne. Według badania YouGov aż 53 proc. Brytyjczyków uważa, że jego wypowiedź była niewłaściwa. Przeciwnego zdania było 36 proc. Eksperyment BBC z udziałem kilkunastu wybranych niezdecydowanych wyborców pokazał jednak, że wszyscy, którzy uznali wkład amerykańskiego prezydenta w debatę o wyjściu z Unii Europejskiej za przydatną i potrzebną, byli gotowi zagłosować zgodnie z jego rekomendacją.
Kolejka kolejce nierówna
Brytyjskie media poświęcają wiele uwagi nie tylko merytorycznej warstwie tego komentarza, ale także... językowej. Opisując "stanie w kolejce", Obama użył praktycznie nieużywanego w Stanach Zjednoczonych słowa "queue", wywodzącego się z brytyjskiej odmiany języka angielskiego, zamiast amerykańskiego "line".
Niektóre media i zwolennicy wyjścia z Unii Europejskiej uznali, że mogłoby to wskazywać na fakt, że treść jego wystąpienia była konsultowana z doradcami brytyjskiego premiera na Downing Street, co wyjaśniałoby anglicyzm w tekście.
Gazety publikują też szczegóły spotkań Obamy z rodziną królewską, wskazując m.in. na to, co znajduje się w salonie pałacu Kensington, w którym mieszkają książę William i księżna Kate ze swoimi dziećmi.
W niedzielę amerykański prezydent poleciał do Hanoweru, gdzie spotkał się z niemiecką kanclerz Angelą Merkel. Na poniedziałek zaplanowano w Hanowerze miniszczyt, w którym oprócz Obamy i Merkel będą uczestniczyć przywódcy Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch.
Autor: ts//gak / Źródło: PAP