Kilkunastu prodemokratycznych posłów hongkońskiego parlamentu ogłosiło swoją rezygnację w ramach protestu przeciwko odebraniu mandatów czterem innym parlamentarzystom przez lokalne władze. Pekin nazwał ich zachowanie "farsą" i upartym oporem. Zachód wyraził zaniepokojenie wydarzeniami w Hongkongu.
W środę popierany przez Pekin rząd Hongkongu usunął czterech posłów opozycji demokratycznej lokalnego, 70-osobowego parlamentu. W akcie protestu przeciwko tej decyzji pozostałych 15 demokratów ogłosiło swoją rezygnację, pozostawiając izbę całkowicie w rękach propekińskich lojalistów.
- Przypuszczam, że to mój ostatni protest w Legco (Radzie Legislacyjnej - red.) - oświadczył jeden z opozycjonistów Lam Cheuk-ting, po tym jak na drugim piętrze siedziby parlamentu wywiesił plakat oczerniający szefową Hongkongu. "Carrie Lam korumpuje Hongkong i krzywdzi jego mieszkańców. Będzie śmierdzieć przez 10 tysięcy lat" - brzmiał napis na transparencie.
Chińskie rządowe biuro ds. Hongkongu i Makau oceniło to działanie jako przejaw upartego oporu wobec władz centralnych. "Ta farsa ujawniła instynkt części opozycyjnych parlamentarzystów, którzy ignorują interes publiczny dla własnych korzyści politycznych" – ocenił rzecznik biura w komunikacie. Ostrzegł także, członków opozycji, którzy "chcą wykorzystać tę sytuację, by zachęcić (obywateli - red.) do radykalnego oporu i błagać o interwencję sił zewnętrznych, by ponownie wprowadzić chaos w Hongkongu". "To błędna kalkulacja" - dodał rzecznik.
Lojalna wobec Pekinu szefowa władz Hongkongu Carrie Lam przekonywała w środę na konferencji prasowej, że miejscowy parlament, pozbawiony wszystkich posłów opozycji, nie stanie się instytucją fasadową.
Jak pisze Reuters, los miejscowej opozycji stoi pod znakiem zapytania od czasu, gdy powołując się na konieczność walki z pandemią, przesunięto o rok wrześniowe wybory parlamentarne. - Miasto umiera. Umiera od jakiegoś czasu. Teraz jesteśmy jeszcze bardziej podobni do Chin - powiedział hongkoński student, cytowany przez agencję.
Zaniepokojenie Zachodu
Usunięcie czterech opozycyjnych posłów spotkało się z krytyką zachodnich rządów.
Szef MSZ Wielkiej Brytanii Dominic Raab określił tę decyzję jako kolejny atak na autonomię Hongkongu oraz swobody jego mieszkańców, sprzeczny z chińsko-brytyjską deklaracją w sprawie zarządzania miastem po jego przekazaniu Chinom. - Ta kampania nękania, tłumienia i dyskwalifikacji opozycji demokratycznej szarga reputację międzynarodową Chin i podważa długoterminową stabilność Hongkongu – oświadczył Raab.
Ostatni kolonialny gubernator Hongkongu Chris Patten ocenił działanie Pekinu jako "kolejny przykład, jak Komunistyczna Partia Chin depcze po tym, co zostało z demokracji w Hongkongu". - Po raz kolejny reżim Xi Jinpinga zademonstrował wrogość wobec demokratycznej odpowiedzialności i tych, którzy chcą o nią walczyć – oświadczył Patten.
Doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Roboert O'Brien stwierdził, że Komunistyczna Partia Chin "rażąco naruszyła swoje zobowiązania międzynarodowe" i "rozszerzyła dyktaturę jednej partii w Hongkongu".
Działania Pekinu potępił również rząd Niemiec, które sprawują obecnie prezydencję w Unii Europejskiej. Rzecznik niemieckiego MSZ określił usunięcie posłów jako kolejny przejaw "głęboko niepokojącego" trendu, zmierzającego do podważenia pluralizmu i wolności wypowiedzi w Hongkongu. "Mieszkańcy Hongkongu mają prawo do wolnych i uczciwych wyborów, przysługują im swobody i prawa gwarantowane przez Prawo Podstawowe" – dodał rzecznik, odnosząc się do hongkońskiej małej konstytucji. Podkreślił, że na Chinach ciąży międzynarodowe zobowiązanie, by szanować autonomię Hongkongu i prawa Hongkończyków.
Nowe prawo narzucone przez Chiny
W czerwcu w Hongkongu weszła w życie narzucona przez Chiny ustawa o bezpieczeństwie państwowym. Według chińskich władz przepisy służą "zwalczaniu działalności terrorystycznej, separatystycznej i wywrotowej oraz zmów z zagranicznymi siłami". Urzędnicy twierdzą, że dotyczą one "tylko niewielkiej liczby osób zagrażających bezpieczeństwu państwowemu".
Krytycy oceniają, że nowe przepisy położą kres wolności i praworządności, które odróżniają Hongkong od Chin kontynentalnych i uznawane są za kluczowe dla jego pozycji jako centrum finansowego. Narzucenie tych praw Hongkongowi z pominięciem jego lokalnej legislatywy uznawane jest przez społeczność międzynarodową za podważenie autonomii regionu, przewidzianej zasadą "jednego kraju, dwóch systemów".
Przez całą drugą połowę 2019 roku w Hongkongu trwały masowe, prodemokratyczne protesty, które regularnie przeradzały się w starcia z policją. Chińskie władze porównywały demonstrantów do terrorystów, oskarżały ich o separatyzm i zarzucały "obcym siłom" sianie fermentu w regionie. Pekin odrzuca również płynącą z zagranicy krytykę, oceniając ją jako próbę ingerencji w wewnętrzne sprawy Chin.
Źródło: PAP, Reuters