Spór wokół osoby byłego już szefa kontrwywiadu Niemiec Hansa-Georga Maassena wpisał się w szerszą debatę o imigracji oraz pogłębił podziały w rządzącej krajem koalicji. Został zażegnany, ale może jeszcze powrócić - ocenia niemiecka prasa.
Maassen był ostro krytykowany za otwarcie wyrażane powątpiewanie w autentyczność relacji o atakach na cudzoziemców w Chemnitz (Saksonia). Na łamach dziennika "Bild" wyraził wątpliwość co do prawdziwości "doniesień medialnych o prawicowych ekstremistach polujących na ludzi w Chemnitz" po zabiciu Niemca w bójce.
Pod koniec sierpnia w Chemnitz doszło do bójki z udziałem osób różnych narodowości, w której zginął Niemiec, po czym aresztowano dwóch obcokrajowców. Śmierć ta doprowadziła do najgwałtowniejszych od dekad protestów skrajnej prawicy. We wtorek sąd zwolnił z aresztu jednego z zatrzymanych, Irakijczyka.
Rząd Niemiec poinformował we wtorek, że Maassen przestanie być szefem niemieckiego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) i zostanie sekretarzem stanu w MSW.
"Koalicja czołga się od jednego kryzysu do następnego"
"Spór o Maassena nie musiałby wcale urastać do rangi (...) koalicyjnego kryzysu, gdyby pozostał w swojej roli szefa instytucji. On jednak swoimi wypowiedziami o zajściach w Chemnitz uczynił się z siebie figurę symboliczną w zasadniczym sporze o politykę migracyjną kanclerz Angeli Merkel" oraz o "odwieczne pytania w debacie na temat migracji: czy 'damy radę' [hasło rzucone przez Merkel w szczytowej fazie kryzysu migracyjnego – red.] czy nie, czy uprawniony jest optymizm czy raczej obawy, czy większym problemem są obcokrajowcy czy raczej ich wrogowie" - podkreśla "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Jak dodaje niemiecki dziennik "dla jednych Maassen jest bohaterem, który nie wahał się mówić 'prawdy' nie tylko o Chemnitz i był z tego powodu 'prześladowany', dla drugich zaś - nielojalnym urzędnikiem, który oddał się do dyspozycji (antyimigranckiej partii) AfD i (antyimigranckiego ruchu) Pegida jako ich megafon i świadek koronny". Przyczynił się też do pogłębienia sporu między partiami rządzącej koalicji.
Zdaniem "FAZ" sprawa Maassena pozwala zauważyć, że "obecna koalicja czołga się od jednego kryzysu do następnego" i "że za każdym razem więcej energii kosztuje ją okiełznanie działających w niej sił odśrodkowych". "Ostatni, żelazny krąg trzymający koalicję w jednym kawałku to obawa, że na jej rozpadzie" skorzystałaby prawicowo-populistyczna AfD - ocenia gazeta.
"Bild" przewiduje spór w koalicji
"Bild" analizuje tymczasem, co przeniesienie Maassena oznacza dla najważniejszych polityków uczestniczących w sporze wokół jego osoby. W przypadku kanclerz Merkel tabloid mówi o "chłodnym pokazie siły", który doprowadził do usunięcia Maassena ze stanowisku bez powodowania rozłamu w koalicji, ale też o kolejnym kryzysie kładącym się cieniem na początku jej czwartej kanclerskiej kadencji.
Przywódca koalicyjnej chadeckiej CSU, minister spraw wewnętrznych Horst Seehofer, który poparł Maassena, nie zdołał wprawdzie utrzymać go na stanowisku, ale też "zademonstrował, że nie pozwoli sobie dyktować, komu w ramach swoich kompetencji powierza odpowiedzialność za sprawy bezpieczeństwa" - wskazuje "Bild". Z kolei szefowa socjaldemokratów z SPD Andrea Nahles, która kategorycznie domagała się odejścia Maassena, osiągnęła swój cel, ale tylko połowicznie, bo Maassen w MSW będzie odpowiadał za bezpieczeństwo, choć już nie za ochronę konstytucji (tj. kontrwywiad).
W ocenie "Bilda" jest "wysoce wątpliwe", czy koalicja po kolejnych zawirowaniach wypłynie na spokojniejsze wody: "Całkiem możliwe, że spór w koalicji rozgorzeje ponownie po wyborach parlamentarnych w Bawarii (gdzie rządzi CSU – red.), zwłaszcza jeśli CSU uzyska tam zły, mniej niż 40-procentowy wynik".
Autor: ft\mtom / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: faz.de, bild.de