Są pierwsze komentarze po wygranych przez skrajną prawicę wyborach parlamentarnych we Francji. "Jest to więcej niż zły wynik dla prezydenta Emmanuela Macrona i jego politycznej marki reformistycznego centryzmu" - ocenił "Financial Times". "To, co się odbywa, to nie dramat - co oznaczałoby walkę dobra ze złem. To jest w ścisłym sensie tego słowa tragedia, gdy przeznaczenie, które każe wam wybierać, oferuje wam same złe wybory" - podkreśla francuski dziennik "Le Figaro".
Zdaniem eksperta paryskiego think tanku ECFR Pawła Zerki francuskie Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen, dawny Front Narodowy, ma duże szanse, by objąć rządy we Francji. Według ostatecznych wyników, które francuskie MSW ogłosiło w poniedziałek rano, skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe wraz z sojusznikami zdobyło 33 procent głosów. Lewicowy Nowy Front Ludowy uzyskał 28 procent poparcia. Razem dla Republiki, czyli koalicja centrowej partii Odrodzenie urzędującego prezydenta, zdobyło 20 procent głosów.
- Wyniki potwierdzają na pewno, że partia Marine Le Pen ma duże szanse na to, żeby objąć rządy we Francji. Nawet jeśli nie uzyskają sami większości miejsc w parlamencie, to będą próbowali zbudować tę większość z Republikanami - powiedział Zerka, komentując wyniki exit poll, które były zbliżone do ostatecznego rezultatu. Chodzi zarówno o tę część prawicowych Republikanów (LR) pod wodzą Erica Ciottiego, która już zawarła sojusz z RN, jak i tę frakcję, która tego nie zrobiła. Jako sygnał, że i ta druga frakcja ewentualnie mogłaby być zainteresowana sojuszem z Le Pen ekspert interpretuje fakt, że nie wydała ona instrukcji, jak głosować w drugiej turze.
- Partia Marine Le Pen zwyciężyła, bo zdobyła póki co najwięcej głosów i prawdopodobnie dostanie najwięcej mandatów w przyszłym parlamencie, ale jej pełnym zwycięstwem będzie oczywiście możliwość utworzenia rządu. To jest kluczowa wiadomość dzisiejszego dnia - coś takiego rzeczywiście jest możliwe i należy się na to przygotować. Drugi "news" jest taki, że frekwencja była historyczna, najwyższa w ciągu prawie czterech dekad - powiedział ekspert. Frekwencja wyniosła 69,7 procent. W poprzednich wyborach parlamentarnych w 2022 roku było to 47,7 procent.
Przewidywania przed drugą turą
Jak tłumaczył, wysoka frekwencja oznacza, iż do drugiej tury znacznie częściej niż kiedykolwiek przejdzie teraz nie dwoje, tylko troje kandydatów. - Ocenia się, że w 285, a być może nawet w 315 okręgach (na 577) dojdzie do takiego potrójnego wyścigu w drugiej turze - powiedział Zerka. A skoro – jak wskazał – będzie trzech kandydatów w drugiej turze, to "kluczowe jest teraz, czy niektórzy kandydaci wycofają się, by oddać pole temu ze swych rywali, który ma większe szanse na pokonanie skrajnej prawicy".
- W związku z tym dzisiejszego wieczora Francuzi patrzą na dwie rzeczy. Po pierwsze, na cząstkowe wyniki z każdego z 577 okręgów, ale to jest bardzo trudne (…). Łatwiejsze do obserwowania jest to, jaką instrukcję dają szefowie poszczególnych partii, jeśli chodzi o zachowanie wyborców i zachowanie się ich kandydatów w wyborach - powiedział Zerka.
- Bardzo ciekawe jest to, że jeden z liderów lewicy, reprezentujący skrajną lewicę Jean-Luc Melenchon, powiedział wyraźnie, że jego partia (Francja Nieujarzmiona - red.) wycofa kandydatów w tych okręgach, gdzie na czele wyścigu jest kandydat partii Marine Le Pen, a kandydat jego partii, należącej do wspólnego lewicowego Nowego Frontu Ludowego jest dopiero trzeci. To jest bardzo ważna deklaracja, pokazująca, że dla niego kluczowym ryzykiem jest Marine Le Pen i kluczowym zadaniem jest zatrzymanie jej - wskazał analityk.
Jak podkreślił "ani Republikanie nie dali tego rodzaju instrukcji swoim kandydatom i swoim wyborcom", ani nie uczynił tego obóz polityczny prezydenta Emmanuela Macrona.
- To, co dotychczas słyszeliśmy od polityków związanych z Macronem, od Francoisa Bayrou albo od byłego premiera Eduarda Philippe’a to to, że oni będą wycofywać się tylko tam, gdzie ten alternatywny wobec partii Marine Le Pen kandydat jest zgodny z ich wartościami przywiązania do demokracji i Republiki. W zawoalowany sposób można to przetłumaczyć na to, że oni nie wycofają swojego kandydata tam, gdzie do drugiej tury, oprócz kandydata obozu prezydenckiego, przeszedł również polityk skrajnej lewicy i polityk partii Marine Le Pen - powiedział Zerka.
- W takiej sytuacji, jeśli Macron i jego otoczenie stawiają znak równości - bo tak to należy rozumieć - pomiędzy skrajną lewicą i skrajną prawicą, to można sobie wyobrazić, że to utoruje drogę do władzy Marine Le Pen, bo te głosy lewicowo-centrowe rozbiją się w drugiej turze, pozwalając kandydatom RN z łatwością wygrać w wielu miejscach ten wyścig - podsumował ekspert paryskiego think tanku.
"Le Figaro": to, co się odbywa, to nie dramat, to tragedia
Dziennik "Le Figaro", komentując pierwszą turę wyborów parlamentarnych we Francji, zarzuca prezydentowi Emmanuelowi Macronowi, iż wszystkie jego kalkulacje związane z rozpisaniem przedterminowych wyborów do parlamentu okazały się błędne. Historycy uznają tę decyzję za "katastrofę" - ocenia dziennik.
W artykule opublikowanym w nocy z niedzieli na poniedziałek "Le Figaro" wyraża opinię, że Macron "chciał zjednoczyć blok centrowy, podzielić lewicę i odizolować Zjednoczenie Narodowe (RN)". Jego kalkulacje "okazały się fałszywe" i nie spełniło się założenie, że Francuzi "zmienią zdanie" po wyborach do europarlamentu.
Dziennik zarzuca Macronowi "lekkomyślność" i podjęcie ryzyka pogrążenia kraju w chaosie. Jako "szalone" określa założenia strategii centrowej partii prezydenta, polegającej na eliminowaniu prawicy i lewicy.
Macronowi można przyznać jedynie to, że "chciał oddać głos narodowi" i oto "naród przemówił i to masowo - nigdy wcześniej nie było tak dużej frekwencji" - zauważa dziennik - jednak teraz "trzeba będzie posłuchać" narodu. "To, co się odbywa, to nie dramat, co oznaczałoby walkę dobra ze złem. To jest w ścisłym sensie tego słowa tragedia, gdy przeznaczenie, które każe wam wybierać, oferuje wam same złe wybory" - podkreśla "Le Figaro".
Brytyjczycy o wynikach wyborów we Francji
Wyniki niedzielnej pierwszej tury wyborów parlamentarnych we Francji są ciężką porażką prezydenta Emmanuela Macrona i w ich świetle jeszcze trudniej zrozumieć jego decyzję o ich rozpisaniu - oceniła brytyjska prasa.
"Jeśli sondaże są trafne, jest to więcej niż zły wynik dla prezydenta Emmanuela Macrona i jego politycznej marki reformistycznego centryzmu. Jest to największa porażka liberalnej demokracji we Francji od czasu utworzenia Piątej Republiki w 1958 roku" - ocenił "Financial Times".
Dziennik zaznaczył, że wszystko zależy od wyników drugiej tury 7 lipca, bo skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN), które zgodnie z przewidywaniami pewnie wygrało pierwszą turę, może nie zdobyć wystarczającej liczby mandatów, aby utworzyć rząd. "Ale lekcja z pierwszej tury jest taka, że centrum we Francji nie utrzymało się pomimo żarliwych apeli Macrona o poparcie. Być może dzieje się tak dlatego, że dla milionów wyborców to sam Macron jest w dużej mierze problemem" – zauważył "FT".
O porażce Macrona napisał też "Daily Telegraph". Nie ma wątpliwości, że wynik pierwszej tury przedterminowych wyborów jest ogromnym policzkiem dla prezydenta Emmanuela Macrona, którego partia marnieje na trzecim miejscu. Jego decyzja o ich rozpisaniu po tym, jak został pobity w wyborach europejskich wydaje się teraz chybionym aktem mściwości z powodu urażonej dumy. Niedzielny wieczór był także niewątpliwie wielkim zwycięstwem Zjednoczenia Narodowego, który wyraźnie zajął pierwsze miejsce pod względem liczby głosów, uzyskując ok. 33-34 procent - co jest rekordem wszech czasów dla następcy Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pena" - skomentował dziennik.
Gazeta dodała, że za wcześnie jeszcze mówić o wyborczym sukcesie prawicy, bo dobry wynik uzyskał też Nowy Front Ludowy (NFP) - mieszanka skrajnej lewicy, socjalistów, zielonych i komunistów - zajmując drugie miejsce z prawie 30 proc. głosów. Poza tym wyniki drugiej tury są trudniejsze do przewidzenia niż zwykle, bo w ponad 300 okręgach wystartuje w nich nie dwóch kandydatów z najlepszymi wynikami, lecz trzech.
"The Guardian" zwrócił uwagę, że dla Macrona nie ma dobrego scenariusza, bo jeśli za tydzień Zjednoczenie Narodowe uzyska większość, będzie musiał podzielić się władzą z tą partią, a jeśli nie uzyska, będzie miał parlament niezdolny do stworzenia jakiejkolwiek większości, która mogłaby stworzyć rząd.
"Szanse RN na zdobycie władzy będą zależeć od politycznych układów zawieranych przez jej rywali w nadchodzących dniach. W przeszłości partie tradycyjnej prawicy i lewicowe zawarły porozumienia o wycofaniu kandydatów ze startu w wyborach, aby uniknąć podziału głosów przeciwko RN. Jednak taktyczna strategia głosowania znana jako 'front republikański' w celu zablokowania RN jest mniej pewna niż kiedykolwiek" – ocenił "The Guardian".
"Macron wprawił w zdumienie swój własny rząd i zwolenników, podejmując decyzję o rozwiązaniu parlamentu i rozpisaniu przedterminowych wyborów po tym, jak jego centrowe, proeuropejskie ugrupowanie zostało pokonane przez RN w wyborach do UE. Argumentował, że rozpisał wybory, aby 'wyjaśnić' francuski krajobraz polityczny" – dodał dziennik.
Włosi o "marszu prawicy"
Skrajna prawica znajduje się u progu objęcia władzy we Francji - podkreśla poniedziałkowa włoska prasa po pierwszej turze wyborów parlamentarnych w tym kraju. Media zwracają uwagę, że to wydarzenie może mieć także wpływ na sytuację w rządzie Giorgii Meloni.
Lewicowa "La Repubblica" pisze o "historycznym zwycięstwie" Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen i podkreśla, że prezydent Emmanuel Macron i lewica będą sojusznikami w drugiej turze, by nie dopuścić do tego, by liderka tej partii otrzymała absolutną większość w parlamencie. "Skrajna prawica nigdy wcześniej nie miała tak wysokiego wyniku i nigdy nie była tak blisko zdobycia władzy" we Francji - napisano w gazecie.
To historyczne wybory także dlatego, że udział w nich wzięło ponad 67 procent wyborców - o 20 punktów procentowych więcej niż w wyborach parlamentarnych w 2022 roku - odnotowano na łamach dziennika, który wskazał na perspektywę "trójpolaryzacji", czyli bloków: skrajnej prawicy, formacji prezydenta i koalicji lewicy. Gazeta przytacza wypowiedź dyrektora ośrodka sondażowego Elabe Bernarda Sananesa, którego zdaniem "zagadką są jeszcze tendencje w drugiej turze".
"Corriere della Sera" kładzie nacisk na "linię ostrożności" kancelarii premier Włoch Giorgii Meloni, która milczy po pierwszej turze wyborów. Świętuje natomiast - zauważa gazeta - lider Ligi, wicepremier Matteo Salvini, który jako pierwszy włoski polityk złożył gratulacje politykom Zjednoczenia Narodowego: Marine Le Pen i Jordanowi Bardelli. Apel prezydenta Emmanuela Macrona o "republikański blok", by uniemożliwić tej partii zdobycie absolutnej większości, Salvini uznał za "hańbę".
Przypomina się także polityczne podziały w rządzie Meloni: drugi wicepremier i szef MSZ Antonio Tajani to lider ugrupowania Forza Italia, należącego do Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Szef Ligi chce zaś zbojkotować porozumienie większości z udziałem EPL w Parlamencie Europejskim w sprawie rozdziału unijnych stanowisk. Dlatego, według "Corriere", gratulacje Salviniego wywołały irytację w ugrupowaniu szefowej rządu - Bracia Włosi. Jak relacjonuje dalej, centrolewicowa opozycja apeluje do przywódcy prawicowej Ligi, by "poczekał ze świętowaniem", bo to dopiero pierwsza tura głosowania.
W prorządowym "Il Giornale" podkreślono: "Wynik wyborów we Francji potwierdza marsz prawicy naprzód i marginalizację Macrona, który teraz zachęca: wszyscy przeciwko jednemu w drugiej turze, by spróbować uratować to, co jest do uratowania". "To ta sama gra, którą francuski prezydent prowadzi w Unii Europejskiej: wszyscy przeciwko Giorgii Meloni po to, by zachować władzę, posyłając zarazem do diabła wskazówki napływające z urn wyborczych" - ocenia redaktor naczelny gazety Alessandro Sallusti. Jego zdaniem "Macron deklaruje się jako liberał, w tym sensie, że czuje się wolny, by zawrzeć pakt nawet z diabłem".
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Raphael Lafargue/Abaca/PAP