Prezydent Francji musi być dziś bardzo nieszczęśliwym człowiekiem - mówi wielu komentatorów politycznych po pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji. O powyborczych nastrojach nad Sekwaną opowiadał na antenie TVN24 Maciej Woroch, korespondent "Faktów" TVN.
W poniedziałek rano francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych podało oficjalne wyniki pierwszej tury wyborów parlamentarnych. Skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe razem z sojusznikami zdobyło 33,2 procent głosów. Lewicowy Nowy Front Ludowy otrzymał 28 procent poparcia. Razem dla Republiki, czyli koalicja centrowej partii Odrodzenie urzędującego prezydenta Emmanuela Macrona, uzyskała 20 procent głosów, a Republikanie - 6,6 proc.
"Panika" po wyborach we Francji
Korespondent "Faktów" TVN Maciej Woroch na antenie TVN24 zauważył, że w poniedziałek rano w lewicowej francuskiej prasie znajdziemy "istny dowód paniki i okrzyki, by natychmiast się zmobilizować i głosować tak, by w drugiej turze zablokować dalsze postępy i zyskiwanie mandatów skrajnej prawicy". - Jeśli zaś poczytamy gazety ze środka, w nieco spokojniejszym tonie, ale będą mówiły to samo - zauważył Woroch. - Jedynie w regionalnej prasie, tej naprawdę wiernie oddanej prawicy, można usłyszeć, że świętowanie można zacząć, choć oczywiście trzeba jeszcze zagłosować w drugiej turze - dodał.
Korespondent "Faktów" wskazał, że po pierwszej turze wyborów rozdzielono 76 mandatów w parlamencie: 39 trafiło do skrajnej prawicy, 32 do lewicy, zaś tylko dwa mandaty z puli już rozdanych zdobyli dotychczas rządzący Francją zwolennicy Emmanuela Macrona.
- W Pałacu Elizejskim wczoraj musiała wybuchnąć panika, bo wieczorem premier Gabriel Attal wyszedł z krótkim oświadczeniem, mówiącym właściwie jedno: zróbmy teraz wszystko, tam, gdzie to możliwe, żeby zatrzymać marsz skrajnej prawicy po władzę - relacjonował Woroch, dodając, iż wiele wskazuje na to, że choć skrajna prawica "bardzo wiele zarobiła" w ciągu swojego marszu do władzy, to jednak jeszcze nie tyle, by mieć większość w parlamencie.
"Prezydent Francji musi być dziś bardzo nieszczęśliwym człowiekiem"
- Mówi się o marginesie sięgającym (od) 270 do 280 mandatów - zauważył korespondent "Faktów", podkreślając, że w 577-osobowym parlamencie większość stanowi 289. Co po niedzielnym głosowaniu mówili francuscy politycy? Liderka Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen na wiecu "ogłaszała zwycięstwo, mówiąc, że wszyscy ci, którzy głosowali na nich, muszą teraz się podwójnie zmobilizować i pójść zagłosować jeszcze raz".
W podobnym tonie wypowiedział się Jordan Bardella, który na wiecu w Paryżu "przekonywał, że jeśli tylko 289 mandatów wpadnie w jego ręce, to będzie chciał współpracować z prezydentem Francji, ale na pewno niczego mu nie będzie ułatwiał" - relacjonował Maciej Woroch. - Prezydent Francji musi być dziś bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, mówi część francuskich komentatorów politycznych: bo rozpisał przedterminowe wybory; to było ogromne polityczne ryzyko i wciąż po pierwszej turze nie może być pewien, jak to ryzyko dla całej Francji, a nie tylko dla niego i dla polityki, się zakończy - mówił korespondent "Faktów" ze stolicy Francji.
ZOBACZ TEŻ: "Chłopak z sąsiedztwa" z wytrenowanym uśmiechem wstrząsnął Francją. Kim jest Jordan Bardella
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA