Jeanne Pouchain w 2017 roku została uznana za zmarłą przez francuski sąd. Od tamtego czasu walczy, by "wrócić do żywych". Pomyłka, jakiej padła ofiarą, słono ją kosztowała - w przenośni i dosłownie. Jej rodzina straciła wszystkie oszczędności, a 59-letnia dziś kobieta podupadła na zdrowiu, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
- Nazywam się Jeanne. Nadal nią jestem, mimo że w 2017 roku uznano mnie za zmarłą - mówi Agencji Reutera 59-letnia Francuzka, paląc jednego papierosa za drugim. Opowiadając swoją historię, co jakiś czas wybucha płaczem. Jej oczy wypełniają się łzami także wtedy, gdy mówi, co planuje zrobić po oficjalnym powrocie do żywych.
Śmiertelny błąd
Jak wspomina w rozmowie z Reutersem, wszystko zaczęło się cztery lata temu, gdy jej rodzina niespodziewanie otrzymała list z sądu. Napisano w nim, że kobieta nie żyje, a jej mąż i syn mają spłacić jej długi. Jak wyjaśnia agencja, list był częścią skomplikowanej procedury prawnej, wszczętej przez byłą pracownicę firmy sprzątającej należącej do Jeanne Pouchain. Francuzka i jej bliscy sądzili, że to zwykłe nieporozumienie, które szybko da się wyjaśnić i naprawić. Mylili się.
Decyzja sądu apelacyjnego w Lyonie o uznaniu Jeanne Pouchain za zmarłą zapadła w listopadzie 2017 roku, po ponad 10 latach prawnej batalii z kobietą, zatrudnioną w przeszłości przez jej firmę. Jak pisze "Guardian", kobieta została zwolniona z pracy po tym, jak firma Pouchain straciła duży kontrakt. W 2004 roku sąd pracy nakazał Francuzce zapłacić byłej pracownicy około 14 tysięcy euro odszkodowania. Z uwagi na fakt, że sprawa była wymierzona przeciwko firmie, a nie bezpośrednio przeciw Pouchain, wyrok sądu nigdy nie został wyegzekwowany - pisze "Guardian". Jak dodaje, w 2009 roku była pracownica ponownie złożyła pozew, ale został on odrzucony przez sąd.
W 2016 roku kobieta poinformowała sąd pracy, że listy, które wysyłała do byłej pracodawczyni, pozostawały bez odpowiedzi, twierdząc, że Pouchain nie żyje. Rok później sąd, uznając Francuzkę za zmarłą, nakazał jej synowi oraz mężowi zapłacić powódce odszkodowanie.
- To szalona historia. Nie mogłem w to uwierzyć. Nigdy nie sądziłem, że sędzia może uznać kogoś za zmarłego bez aktu zgonu. Powódka twierdziła, że pani Pouchain nie żyje, bez dostarczenia jakiegokolwiek dowodu i wszyscy jej uwierzyli. Nikt tego nie sprawdził - powiedział prawnik 59-letniej Francuzki, Sylvian Cormier, cytowany przez brytyjski dziennik.
Śmierć na papierze
Pouchain z dnia na dzień straciła swoje dotychczasowe życie, choć - wbrew temu, co twierdził sąd - wcale nie umarła. Francuzka zniknęła z oficjalnych rejestrów. Jej dowód osobisty, prawo jazdy, konto bankowe, ubezpieczenie zdrowotne i inne dokumenty, stanowiące dowód jej istnienia, zostały unieważnione.
W tych okolicznościach, nie mogąc pracować, bojąc się nawet wyjść z domu, kobieta zamknęła się w czterech ścianach. Część rzeczy należących do jej rodziny zostało skonfiskowanych przez komorników, a wszystkie oszczędności byli zmuszeni przeznaczyć na przywrócenie Jeanne do "życia".
- Moje życie, cóż, jest nic nie warte. Czuję, że nikomu nie jestem potrzebna. Jestem niczym - mówi przygnębiona kobieta, udzielając wywiadu Agencji Reutera w swoim domu. Razem z mężem mieszka w niewielkiej miejscowości pod Lyonem w południowo-wschodniej Francji.
Adwokat Pouchain oskarżył jej byłą pracownicę o zmyślenie zgonu kobiety, by w ten sposób uzyskać odszkodowanie od jej spadkobierców. Tymczasem adwokat powódki twierdzi, że Pouchain sama wymyśliła swoją śmierć, udając zmarłą, by uniknąć zapłaty odszkodowania.
Promyk nadziei
Teraz, gdy jej sprawa ponownie jest rozpatrywana przez sąd, Pouchain i jej mąż odzyskali promyk nadziei na powrót do normalności. Uznanie przez sędziego, że kobieta padła ofiarą karygodnego błędu i formalne przywrócenie jej do żywych może potrwać jeszcze kilka miesięcy - zauważa Reuters. Francuzka nie zamierza jednak marnować czasu i już sporządziła listę rzeczy, które pragnie zrobić przed śmiercią - tą prawdziwą.
- Wiem dokładnie, co zrobię. Na wstępie poddam się przeglądowi zdrowia, bo wiem, że nie wszystko w moim organizmie działa jak należy - stwierdza 59-latka. Jak dodaje, z uwagi na fakt, że jako oficjalnie zmarła pozbawiona jest ubezpieczenia społecznego, przez cztery lata nie mogła uzyskać potrzebnej opieki zdrowotnej. Dziś ma tylko sześć zębów. A to tylko jeden z wielu problemów zdrowotnych, z jakimi się zmaga.
- Marzę, by móc wgryźć się w jabłko. Bardzo chciałabym znów mieć zęby. Byłabym bardzo szczęśliwa - wyznaje kobieta. Jak mówi, dziś pragnie po prostu móc znów cieszyć się życiem u boku swojego męża.
Jej mąż jest optymistą, choć przyznaje, że ostatnie lata były trudnym doświadczeniem. - Nadzieja jest tym, co dodaje nam otuchy - mówi. - Ostateczny wynik musi być na naszą korzyść - dodaje.
Źródło: Reuters, Guardian
Źródło zdjęcia głównego: Reuters