Tysiące rodzin zostały bez dachu nad głową po pożarze slumsów w mieście Quezon na Filipinach, do którego doszło w niedzielę po południu. Z dymem poszło co najmniej 600 domów. Cudem nikt nie zginął, ale jedną osobę przewieziono do szpitala z poparzeniami pierwszego stopnia.
Wielu mieszkańców slumsów mówiło później, że byli nieświadomi szalejącego żywiołu, aż ogień zaczął trawić ich domy. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie, podsycany przez silny wiatr i letni upał. - Nie udało nam się ocalić niczego z wyjątkiem ubrań - powiedział Glen Sardon, mieszkaniec slumsów, tuż po katastrofie.
Burmistrz 12-milionowej metropolii Manila - w skład której wchodzi Quezon - zapowiedział, że szkoły będą służyły jako tymczasowe schronienia dla tych wszystkich, których dobytek strawił ogień.
Źródło: Al Jazeera