"Czerwone koszule" na torach


Uczestnicy antyrządowych protestów w Tajlandii wdarli się na jedną ze stacji kolei miejskiej w Bangkoku. Do negocjacji z "czerwonymi koszulami" wysłano wojsko, które skłoniło demonstrantów do odblokowania stacji.

Do zdarzenia doszło w porannych godzinach szczytu, więc w mieście powstał chaos potęgowany napięciem wywołanym widokiem setek uzbrojonych żołnierzy.

Rzecznik rządu Panitan Wattanayagorn powiedział, że siły bezpieczeństwa zostały wysłane w celu przeprowadzenia negocjacji z protestującymi i usunięcia rozłożonych przez nich na torach opon. - Rozmawialiśmy z liderami czerwonych koszul i strażnicy wraz z nimi zdjęli opony - mówił. Jak podkreślił, opony znajdowały się na peronie, nie na torach.

Nie tylko tory

W poniedziałek zwolennicy czerwonych koszul blokowali też drogi dojazdowe do miasta, zapobiegając przysłaniu dodatkowych sił policji. W co najmniej sześciu miejscach na drogach rozmieszczono punkty kontrolne, w których sprawdzano pojazdy pod kątem obecności funkcjonariuszy policji.

Żądania "czerwonych koszul"

Protesty "czerwonych koszul" trwają od początku marca. Demonstranci domagają się od premiera Abhisita Vejjajivy rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów. W starciach w centrum Bangkoku zginęło już 26 osób, a około tysiąca zostało rannych.

"Czerwone koszule" to głównie z mieszkańcy wsi, zwolennicy obalonego w 2006 roku premiera Thaksina Shinawatry, który prowadził politykę reform socjalnych w interesie najuboższych warstw społeczeństwa.

Rząd powtarza, że - pomimo fiaska negocjacji - chce pokojowego rozwiązania kryzysu politycznego. Podkreśla jednak, że nie pozwoli na bezustanne okupowanie coraz większych obszarów stolicy.

Źródło: PAP