Chiny zaostrzają środki bezpieczeństwa przed rocznicą powstania w Tybecie. Skierowano tam dodatkowe wojska, w wybranych strefach odcięto internet, a kierowcy na górskich drogach muszą liczyć się z częstymi kontrolami.
Wszystko to jest demonstracją siły Pekinu przed przypadającą we wtorek 50. rocznicą tybetańskiego powstania przeciwko władzy Chin i ucieczki dalajlamy, żyjącego od tego czasu na uchodźstwie w Indiach.
Chiny: chronimy stabilność regionu
Fu Hongyu z departamentu kontroli granic Komunistycznej Partii Chin powiedział, że dodatkowe środki bezpieczeństwa mają "w pełni ochronić stabilność regionu granicznego Tybetu". Chodzi o granice z Indiami, Nepalem, Bhutanem i Birmą. Przedstawiciel tybetańskiej administracji zaprzeczał wcześniej, by podjęto jakieś dodatkowe środki bezpieczeństwa.
Jednocześnie chińskie media poinformowały, że w nocy z niedzieli na poniedziałek wybuch ładunku domowej roboty zniszczył kilka samochodów, w tym wóz milicyjny w prowincji Qinghai, graniczącej z Tybetańskim Regionem Autonomicznym (TRA). Nie ma informacji o ofiarach.
W piątek niemiecka gazeta "Frankfurter Rundschau" zacytowała słowa Dalajlamy XIV, że sytuacja w Tybecie jest bardzo napięta i w każdej chwili można spodziewać się "eksplozji przemocy".
Krwawo stłumione powstanie sprzed 50 lat
Tybet został zajęty przez wojska Mao Zedonga w latach 1950-51. 10 marca 1959 roku wybuchło powstanie antychińskie, które zostało krwawo stłumione, zaś tybetański przywódca duchowy dalajlama wraz z 80 tysiącami tybetańskich uchodźców wyemigrował do Indii.
..i krwawe obchody rocznicy w zeszłym roku
W zeszłym roku w związku z rocznicą w stolicy Tybetu, Lhasie, mnisi buddyjscy zorganizowali protesty przeciwko chińskim rządom. Demonstracje w ciągu kilku dni przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie wystąpienia, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków obszary poza Tybetańskim Regionem Autonomicznym, ale w historycznych granicach Tybetu.
Według władz tybetańskich na wygnaniu podczas dławienia protestów przez chińskie siły porządkowe zginęło 220 osób, a 7 tys. zostało zatrzymanych. Pekin twierdzi, że w Lhasie zginęło 22 ludzi, w większości cywilów.
Chiny utrzymują, że do ubiegłorocznych niepokojów podżegała "klika" dalajlamy i apelują, by nie używać instrumentalnie religii do nacisków w celu osiągnięcia niepodległości Tybetu.
Dalajlama podkreśla z kolei, że nie dąży do niepodległości Tybetu, tylko do jego większej autonomii i zaprzestania "ludobójstwa kulturalnego", które - jak mówi - trwa od kilkudziesięciu lat.
Źródło: PAP, APTN
Źródło zdjęcia głównego: APTN, fot. PAP/EPA