Chiny wysłały bombowce w rejon Tajwanu, w ramach dwudniowych manewrów - podała Agencja Reutera. Celem ćwiczeń - jak głosi komunikat armii chińskiej - jest sprawdzenie "zdolności do objęcia władzy, dokonania ataków i opanowania kluczowych rejonów na wyspie". W odpowiedzi Tajwan poderwał samoloty i postawił w stan gotowości swoje siły zbrojne.
Piątek jest drugim dniem chińskich manewrów, rozpoczętych po zaledwie trzech dniach od inauguracji nowego prezydenta Tajwanu Lai Ching-te. Są one - jak oświadczył Pekin - "poważnym ostrzeżeniem dla separatystów na wyspie", którzy mogą "doprowadzić do rozlewu krwi".
Wyższy rangą funkcjonariusz bezpieczeństwa Tajwanu powiedział w piątek Agencji Reutera, że kilka chińskich bombowców przeprowadziło pozorowane ataki na zagraniczną żeglugę w pobliżu wschodniego krańca cieśniny, oddzielającej Tajwan od Filipin. Samoloty ćwiczą przejęcie "pełnej kontroli" nad tamtymi obszarami.
Dowództwo Wschodniego Teatru Działań chińskiej armii - jak podał Reuters - pokazało w piątek na swoim koncie w mediach społecznościowych nagranie przedstawiające rakiety wystrzeliwane na Tajwan z ziemi, powietrza i morza, które "trafiają" w miasta Tajpej, Kaohsiung i Hualien.
Odpowiedź władz w Tajpej
W odpowiedzi na ćwiczenia Tajwan poderwał w czwartek swoje samoloty i postawił swoje wojska rakietowe, marynarkę wojenną i wojska lądowe w stan najwyższej gotowości.
Ministerstwo obrony Tajwanu opublikowało w piątek zdjęcia F-16 uzbrojonych w rakiety i patrolujących przestrzeń powietrzną.
Reuter zauważa, że Chiny, które traktują demokratycznie rządzony Tajwan za swoją zbuntowaną prowincję, nie ukrywają, iż manewry o niespotykanych dotychczas rozmiarach i intensywności, są "karą" dla Lai Ching-te uważanego przez Pekin za "separatystę".
Jego inauguracyjne przemówienie, w którym wezwał Pekin do zaprzestania gróźb i zastraszania oraz oświadczył, że "żadna ze stron nie jest sobie podporządkowana", spotkało się z ostrym potępieniem Pekinu. Lai kilkakrotnie zgłaszał gotowość do rozmów, bez reakcji ze strony Pekinu, ale podkreślał jednocześnie, że tylko Tajwańczycy mogą zadecydować o swojej przyszłości.
"Tajwan nie dąży do konfliktu zbrojnego"
Ministerstwo obrony Tajwanu oświadczyło w piątek, że Tajwan nie dąży do konfliktu zbrojnego, ale "nie uchyli się od niego jeśli okaże się, że nie ma innego wyjścia". W oświadczeniu podkreślono, że "irracjonalna prowokacja Chin naraziła na niebezpieczeństwo pokój i stabilność w regionie".
Źródło: PAP, Reuters