- Izrael bacznie przygląda się temu, co dzieje się w Syrii, ale nie dostrzeżono żadnego potwierdzenia słów opozycjonistów, by faktycznie rządowe władze użyły przeciw nim broni chemicznej - oświadczył we wtorek wicepremier Izraela Mosze Ya'alon.
W poniedziałek telewizja Al-Dżazira powołując się na informacje podawane przez rebeliantów doniosła, że samoloty lotnictwa rządowego zrzuciły na miasto Homs bomby z gazem bojowym. Pisała o tym także agencja Reutera zaznaczając, że są to niepotwierdzone informacje.
Oskarżeniom opozycji zaprzeczał reżim prezydenta Syrii - Baszara Assada.
Dowodów brak. "Co innego mogłoby spowodować takie obrażenia"
Do doniesień Al-Dżaziry we wtorek odniósł się Mosze Ya'alon - wicepremier Izraela i minister ds. strategicznych. Powiedział, że nie zdołano udowodnić, że Assad użył przeciw rebeliantom chemicznej broni. W wojskowej stacji radiowej Ya'alon powiedział też, że izraelskie służby widziały raport syryjskiej opozycji i zdjęcia ofiar. - Nie jestem jednak pewien, czy te zdjęcia pokazują skutki użycia broni chemicznej. Coś innego mogłoby spowodować takie obrażenia - ocenił wicepremier.
Nudności, duszności i majaczenie
Do ataku przy pomocy broni chemicznej miało rzekomo dojść w niedzielę. Samoloty sił rządowych miały zrzucić kilka bomb na dzielnicę Al-Bayda w Homs, która od miesięcy jest kontrolowana przez opozycję. W miejscu upadku ładunków miała się szybko utworzyć chmura trującego gazu. Jak twierdzi opozycja, od oparów zginęło siedem osób, a kilkanaście ucierpiało. Po zetknięciu się z gazem ludzie mieli cierpieć na nudności, silne duszności i majaczyć. Kilka osób miało zostać sparaliżowanych. - Doktorzy mówią, że to przypomina sarin - miał powiedzieć Al-Dżazirze rebeliant z Homs. Reuters, powołując się na Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, podawał, że od gazu zmarło sześć osób. Obserwatorium wezwało Czerwony Krzyż, by wysłał ekipy medyczne w rejon, gdzie miało dojść do ataku. W sieci umieszczono dwa nagrania ukazujące rzekome ofiary ataku gazowego, które przewieziono do prowizorycznego szpitala. Widoczni na nich młodzi mężczyźni mają wyraźne problemy z oddychaniem i majaczą. Nie można jednak zweryfikować, czy nagrania rzeczywiście wykonano w Homs w niedzielę.
Dowódca żandarmerii wypowiada posłuszeństwo
W środę w internecie pojawiło się natomiast wideo, w którym dowódca syryjskiej żandarmerii wojskowej oświadcza, że wypowiedział posłuszeństwo reżymowi prezydenta Baszara el-Asada i przyłączył się do trwającego już blisko dwa lata antyrządowego powstania.
- Jestem generał Abdelaziz Dżassim al-Szalal, dowódca żandarmerii wojskowej. Wypowiedziałem posłuszeństwo z powodu odejścia wojska od jego podstawowego zadania ochrony kraju i przekształcenia się w gangi, zajmujące się zabijaniem i niszczeniem - powiedział na filmie, zamieszczonym w YouTube. Przedstawiciel syryjskich władz bezpieczeństwa potwierdził fakt dezercji Szalala, bagatelizując jednocześnie znaczenie tego wydarzenia. Jak zaznaczył, generał miał być przeniesiony na emeryturę, a swym obecnym posunięciem próbuje "grać bohatera".
Kolejne nagranie
Także w środę Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka opublikowało nagranie z jednej z wsi w prowincji Ar-Rakka. Siły rządowe miały ostrzelać miejscowość zabijając około 20 osób, w tym co najmniej ośmioro dzieci.
Nie jest jednak jasne, kiedy doszło do ataku.
Autor: ktom//kdj / Źródło: Al Jazeera, The Jerusalem Post, PAP, Reuters