- Myślałem, że do wybuchu doszło tuż przed moim domem - opowiadał dziennikarzom Reutersa Qari Mehrajuddin, mieszkaniec prowincji Nangarhar, w której Stany Zjednoczone po raz pierwszy w historii użyły swojej najpotężniejszej bomby nieatomowej.
W czwartek w okręgu Aczin w graniczącej z Pakistanem afgańskiej prowincji Nangarhar Stany Zjednoczone zrzuciły bombę GBU-43, zwaną "matką wszystkich bomb". Był to pierwszy raz, kiedy USA użyły swojej najpotężniejszej bomby nieatomowej. Według przedstawicieli afgańskiego wojska zginęło co najmniej 36 domniemanych islamistów, nie było natomiast ofiar wśród ludności cywilnej.
Lokalne władze poinformowały jednak w sobotę, że na skutek eksplozji zginęło co najmniej 90 dżihadystów.
Jeden ze świadków ataku, Qari Mehrajuddin, relacjonował, że najpierw zobaczył "błyskawicę jak w czasie burzy", a potem usłyszał dźwięk eksplozji. - Myślałem, że do wybuchu doszło tuż przed moim domem - opowiadał. W rzeczywistości bomba spadła ponad cztery kilometry dalej.
Okręg Aczin, gdzie spadła bomba, oddziela od Pakistanu pasmo wysokich gór. To jeden z rejonów, w których ukrywali się talibowie i bojownicy Al-Kaidy w czasie amerykańskiej interwencji w 2001 r.
Według amerykańskich wojskowych bojownicy związani z tzw. Państwem Islamskim zaczęli niedawno umacniać jaskinie w regionie, przygotowując się do powstrzymania wymierzonej w dżihadystów afgańsko-amerykańskiej operacji.
"Mieliśmy dosyć okrucieństw Daesz"
Okręg Aczin jeszcze do niedawna był okupowany przez tzw. Państwo Islamskie (IS). Niektórzy mieszkańcy, z którymi rozmawiali dziennikarze Reutersa, z zadowoleniem przyjęli amerykański atak.
- Jeśli chcemy całkowicie wyeliminować Daesz (arabski akronim IS), to nawet jeśli zniszczycie mój dom, nie będę narzekał. To nie są ludzie, to dzikusy - mówił Alam Shinwari.
Dziennikarzom opowiedział o okrucieństwach popełnionych przez dżihadystów. - Wydawali nasze córki i żony za swoich bojowników, oskarżali mieszkańców o szpiegostwo, obcinali głowy, odcinali ręce, nie pozwalali używać telefonów komórkowych z kamerą - wyliczał.
Podobnie do ataku podchodzi Gul Sher, który zaapelował do amerykańskich i afgańskich władz o to, by "całkowicie wytępiły" dżihadystów.
- Mieliśmy już tak dosyć okrucieństw popełnianych przez Daesz - podkreślił.
Im jednak bliżej miejsca,w którym doszło do wybuchu, tym reakcje są mniej entuzjastyczne - zauważa Reuters.
- Jeśli bombardowanie rzeczywiście miałoby na celu wyeliminowanie Daesz, byłby to dobry krok. Nie wierzę w to jednak - mówił Rahim Khan. - To narzucona Afganistanowi zastępcza wojna - dodał.
Autor: kg//rzw / Źródło: Reuters