Ameryka żegna się z Europą? Pretensje do sojuszników, najważniejsza Azja

Ameryka żegna się z Europą?
Ameryka żegna się z Europą?
tvn24
Szefowie resortów obrony Polski i USAtvn24

Wizyta w Polsce amerykańskiego sekretarza obrony Chucka Hagela jest pierwszą i być może ostatnią. Stany Zjednoczone, kończąc wielkie operacje na Bliskim Wschodzie, koncentrują się wojskowo na regionie Azji i Pacyfiku, a obronę Europy pozostawiają jej samej. Analiza Marka Świerczyńskiego, wydawcy programu "Polska i Świat" w TVN24.

Wystarczy spojrzeć na kalendarz ostatnich przesłuchań w komisji sił zbrojnych Izby Reprezentantów, by zorientować się, jak bardzo na serio politycy w Stanach Zjednoczonych zaczęli traktować ogłoszony dwa lata temu przez sekretarz stanu Hillary Clinton tzw. "zwrot ku Azji".

Chiny, spory terytorialne na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim, program zbrojeń kosmicznych, morskich i lotniczych ChRL, konsekwencje militarne dla amerykańskich sojuszników w regionie - te sprawy dominują w ostatnich miesiącach w pracy kongresmenów zajmujących się obroną. Przesłuchania urzędników i dowódców sugerują, że amerykańska klasa polityczna patrzy teraz z niepokojem, troską i uwagą przede wszystkim na Daleki Wschód.

Kongres pracuje przy tym pod presją cięć budżetowych oznaczających dla Pentagonu redukcję nawet jednej piątej wydatków w ciągu dekady. Sekretarz obrony Chuck Hagel miał wątpliwą przyjemność ogłaszać pod koniec zeszłego roku konsekwencje tych cięć, a są one bezprecedensowe: od redukcji zamówień zbrojeniowych, przez likwidację jednostek bojowych, po desperackie przemieszczanie sił, by zapewnić ich obecność tam, gdzie to absolutnie niezbędne, co oznacza rezygnację z miejsc, gdzie to już niezbędne nie jest.

Jednym z nich jest Europa. I to nie nowe stwierdzenie, wcale nie wymuszone obecnymi wyzwaniami budżetowymi czy geostrategicznymi. Amerykanie od wielu lat wytykają Europejskim partnerom z NATO "jazdę na gapę", czyli korzystanie z parasola obronnego Stanów Zjednoczonych przy jednoczesnym dyskontowaniu "pokojowej dywidendy" polegającego na obcinaniu wydatków, inwestycji i struktur wojskowych.

W porównaniu do lat Zimnej Wojny udział USA w finansowaniu zdolności obronnych NATO wzrósł z połowy do ponad trzech czwartych, podczas gdy ryzyko wybuchu dużej skali konfliktu w Europie spadło. Stany Zjednoczone znalazły się więc w pułapce: relatywnie coraz więcej przeznaczały na obronę regionu, od którego coraz mniej zależało ich bezpieczeństwo, a beneficjentami tej sytuacji stawały się relatywnie coraz bogatsze kraje o coraz mniejszym znaczeniu geostrategicznym.

Konferencja prasowa Tomasza Siemoniaka i Chucka Hagela
Konferencja prasowa Tomasza Siemoniaka i Chucka Hagela TVN24 BiS

Coraz więcej wydatków

Dlatego w 2011 roku, wyraźnie rozeźlony sekretarz obrony Robert Gates w Brukseli nie wahał się ostrzegać: - Jeśli obecny trend spadku zdolności obronnych w Europie nie zostanie zahamowany i odwrócony, przyszli przywódcy polityczni USA, których nie ukształtowała - jak mnie - Zimna Wojna, mogą uznać że dalsze inwestowanie w NATO po prostu się Ameryce nie opłaca.

Tamte słowa zabrzmiały jak dzwonek alarmowy i były szeroko komentowane, ale na apelach się skończyło. Na nic zdały się też przestrogi sekretarza generalnego NATO. W czasie kryzysu finansów publicznych w większości krajów zachodniej Europy, Berlin, Londyn, Madryt, Rzym czy Paryż - choć ten ostatni najmniej - śmiało cięły zarówno wielkość swoich armii jak i zamówienia wojskowe. Dość powiedzieć, że zgodnie z przyjętym planem już w 2017 roku brytyjska armia, tradycyjnie najważniejszy sojusznik USA w Europie, będzie mniej liczna od polskiej.

Polska na tle

Na tym tle Polska - choć ograniczyła wielkość armii do niespełna 100 tysięcy zawodowych żołnierzy, tworzących zaledwie trzy dywizje, z ośmioma brygadami wojsk lądowych - wyróżnia się pozytywnie jako ten europejski członek NATO, który nie ogranicza a de facto zwiększa inwestycje obronne, aktywnie prowadzi europejską politykę obronną i stale zwraca uwagę na rodzące się zagrożenia.

Co prawda Polska zapowiedziała wycofanie z uczestnictwa w najbliższych latach w dalekich misjach zagranicznych, ale poparła francusko-europejskie zaangażowanie w subsaharyjskiej Afryce i deklaruje gotowość wspierania europejskich i NATO-wskich inicjatyw dla zwiększenia sojuszniczych możliwości obronnych. Liczy też na wsparcie Stanów Zjednoczonych - przez podtrzymanie planu budowy bazy antyrakietowej w Redzikowie, rotacyjną obecność baterii rakiet Patriot czy komponentu sił powietrznych USA - oczywiście w kontekście zbilansowania odradzającego się potencjału militarnego Rosji. I tu polskie nadzieje zderzą się zapewne z polityką "zwrotu ku Azji" i ograniczeniami budżetowymi USA.

Amerykańskie ostrzeżenie

Zaledwie w ostatnich dniach amerykański zastępca sekretarza generalnego Alexander Vershbov powtórzył: - Koszty transatlantyckiego bezpieczeństwa muszą być przeszacowane, a europejscy sojusznicy muszą robić więcej dla własnej i wspólnej obrony. Po prostu nie stać nas na NATO, w którym USA biorą na siebie 75 proc. wydatków, podczas gdy niektórzy europejscy sojusznicy obcięli budżety obronne o 40 proc., a wszyscy w Europie za bardzo polegają na Stanach Zjednoczonych w kluczowych zdolnościach obronnych.

Vershbov skrytykował też efekty bardzo nagłaśnianego europejskiego szczytu obronnego z grudnia 2013, wskazując że Europejczycy najwyraźniej nie rozumieją obecnego nastroju w Waszyngtonie, a sami muszą wyzbyć się złudzeń dotyczących własnego bezpieczeństwa. Vershbov skończył swoje wystąpienie w zasadzie ultimatum sugerując, że zanim Unia Europejska znów o rok później dojdzie do pożądanych konkluzji, NATO będzie musiało odpowiedzieć na pilne pytania na szczycie w Walii w 2014 roku, a to pytanie musi dotyczyć odpowiedzialności za bezpieczeństwo w świecie, w którym żyjemy.

Hagel zgasi światło?

Oczywiście sekretarz obrony Chuck Hagel - mimo że uważany za nietypowego, bezkompromisowego polityka - nie może sobie pozwolić na stawianie ultimatum ani Europie ani NATO. Natomiast jego wizyta w Warszawie może być wykorzystana do kolejnego apelu o rozsądek, zwłaszcza w finansowym sensie, i być może jako zapowiedź pożegnania z Europą w sensie militarnym.

Już teraz obecność wojskowa USA w Europie jest zasadniczo mniejsza niż w latach 90., ale nie chodzi tylko o liczby. Najnowocześniejszy sprzęt wojskowy jest teraz bazowany w Japonii, Korei Południowej, na Pacyfiku, a nie w Europie. Porozumienie atomowe z Iranem stawia dodatkowy znak zapytania nad przyszłością tzw. tarczy antyrakietowej, a Hagel może w czasie wizyty w Polsce rozwiać te wątpliwości lub użyć ich jako argumentu w rozgrywce z europejskimi partnerami. Bo to, że wizytę wykorzysta na rzecz lobbyingu za amerykańskimi ofertami w licznych polskich programach zbrojeniowych, jest oczywiste.

Autor: Marek Świerczyński, TVN24/mtom