Prezydent Donald Trump ogłosił w niedzielę, że lider tak zwanego Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Bagdadi został zabity w trakcie operacji amerykańskich sił specjalnych w Syrii. Według źródeł amerykańskich w akcji nie zginął żaden żołnierz USA, jednak dwóch odniosło obrażenia. Ucierpiał także pies bojowy. Przedstawiciel sił kurdyjskich poinformował, że nad wyeliminowaniem szefa dżihadystów pracowano w ramach wspólnej operacji od pięciu miesięcy.
Do operacji amerykańskich sił zbrojnych przeciwko przywódcy tak zwanego Państwa Islamskiego (IS) doszło w sobotę w nocy w północno-zachodniej Syrii. Według tureckiej agencji Anadolu, operację przeprowadzono w miejscowości Barisza.
Według relacji Donalda Trumpa, który oglądał na żywo przebieg akcji, Abu Bakr al-Bagdadi zginął "po ucieczce do ślepego tunelu, płacząc i wrzeszcząc przez cały czas".
"Odpalił kamizelkę, zabijając siebie i trójkę dzieci"
Przed rozpoczęciem misji kompleks, w którym przebywał lider dżihadystów, jego ludzie oraz rodzina, został zabezpieczony, a "bojownicy się poddawali albo byli zabijani". Jak mówił Trump, przedostanie się do budynku zajęło amerykańskim żołnierzom "sekundy".
- Jedenaścioro dzieci zostało wyprowadzonych z tego budynku bez ran. Na miejscu pozostali tylko Bagdadi i jego tunel, do którego zaciągnął trójkę młodych dzieci. Zostały sprowadzone tam na pewną śmierć - oznajmił przywódca USA.
Tropiony przez psy Bagdadi miał dotrzeć do końca tunelu, ślepego zaułka, z którego nie było już ucieczki.
- Odpalił kamizelkę, zabijając siebie i trójkę dzieci. Jego ciało zostało zniszczone przez wybuch, tunel zawalił się na niego, ale wyniki badań dają nam pewność, że ponad wszelką wątpliwość to był on - mówił prezydent USA. Jak dodał, wyniki badań DNA były znane już 15 minut po śmierci Bagdadiego.
- Ten zbrodniarz, który tak bardzo chciał zastraszyć cały świat, swoje ostatnie chwile spędził w przerażeniu, w panice, przerażony zbliżającymi się siłami amerykańskimi - relacjonował Trump.
W operacji oprócz Bagdadiego śmierć ponieśli też inni dżihadystyczni bojownicy oraz dwie żony przywódcy IS. Miały na sobie kamizelki z ładunkami wybuchowymi. Nie zdołały jednak ich zdetonować.
Akcja trwała dwie godziny. Trump informował, że w jej trakcie nie zginął, ani nie został ranny żaden amerykański żołnierz. Później jednak sekretarz obrony USA Mark Esper przekazał, że dwóch wojskowych odniosło obrażenia. Ucierpiał także jeden z psów bojowych. Zwierzę zostało ewakuowane.
Stany Zjednoczone "pociągnęły do odpowiedzialności terrorystę numer jeden na świecie" - mówił Trump. W jego ocenie to sukces większy niż zabicie w 2011 roku przez amerykańskie oddziały w Pakistanie Osamy bin Ladena podczas prezydentury Baracka Obamy.
Cenne informacje
Prezydent poinformował, że w trakcie operacji Amerykanom udało się także zdobyć cenne informacje o dżihadystach.
- Po wypełnieniu misji przejęliśmy wysoce wrażliwe materiały i dokumenty. Większość z nich dotyczy (tak zwanego) Państwa Islamskiego - jego pochodzenia, przyszłych planów, rzeczy, które były nam bardzo potrzebne - poinformował Trump.
Trump: atak mógł być przeprowadzony tylko przy pomocy innych państw
W przemowie Trump kilkukrotnie chwalił profesjonalizm wojska Stanów Zjednoczonych. Zapowiedział dalsze ściganie bojowników IS. - Dzisiejsze wydarzenia to kolejne przypomnienie, że nadal będziemy ścigać pozostałych terrorystów z (tzw.) Państwa Islamskiego, aż do ich ostatecznego końca - oświadczył. Podziękował za współpracę Rosji, Syrii, Turcji, Irakowi i syryjskim Kurdom. Ci ostatni mieli dostarczyć informacji wywiadowczych. - Ten atak był zaplanowany bez zarzutu i mógł być przeprowadzony tylko przy pomocy innych państw - stwierdził prezydent. Podczas operacji osiem amerykańskich śmigłowców przeleciało nad terytorium Turcji oraz strefą kontrolowaną przez Rosjan w Syrii. Rosja "traktowała nas wspaniale" - ocenił Trump. Rosjanie "nienawidzą IS tak samo jak my" - zapewnił.
- Ostatniej nocy Stany Zjednoczone i cały świat odniosły ogromny sukces. Brutalny zabójca, ten który miał na sumieniu tyle żyć, doprowadził do tylu łez, został wyeliminowany. Nigdy już nie skrzywdzi żadnego niewinnego człowieka. Zginął jak pies, zginął jak tchórz, świat jest teraz o wiele bezpieczniejszy - zakończył swoje przemówienie prezydent USA.
"Miażdżący cios" dla dżihadystów
O szczegółach akcji mówił też w telewizji CNN szef Pentagonu Mark Esper.
- Próbowaliśmy wezwać go, by się poddał. Odmówił. Zszedł w podziemia i w trakcie, gdy chcieliśmy go stamtąd wyciągnąć, zdetonował kamizelkę wybuchową i, jak sądzimy, zabił się - relacjonował Esper. Śmierć Bagdadiego nazwał "miażdżącym ciosem" dla IS. - To nie jest tylko ich lider, to jest ich założyciel. Był inspirującym przywódcą w wielu kwestiach. Stworzył IS w 2014 roku i doprowadził do ustanowienia kalifatu w regionie - mówił. Zapewniał, że Stany Zjednoczone będą "dokładnie przyglądać się kolejnym krokom" IS. - Jeśli pojawi się nowy lider lub liderzy, będziemy ich również ścigać - zapowiedział. Według szefa Pentagonu wyjście oddziałów USA z północnej Syrii nie wpłynęło na operację wymierzoną w przywódcę IS. Wcześniej o tym, że sprawy te nie są ze sobą związane zapewniał Donald Trump. Szef Departamentu Obrony USA powiedział, że prezydent dał zgodę na operację przeciwko Bagdadiemu w ubiegłym tygodniu. Według źródła Reutera w amerykańskiej administracji jej centrum operacyjne znajdowało się w zachodnim Iraku.
Dowódca SDF: uśpione komórki będą chciały pomścić Bagdadiego
Przedstawiciel dowodzonych przez Kurdów Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) poinformował w niedzielę, że nad wyeliminowaniem szefa tzw. Państwa Islamskiego formacja ta pracowała w ramach wspólnej operacji od pięciu miesięcy. "W terenie prowadzone były prace wywiadowcze i precyzyjne śledzenie w celu wyeliminowania terrorysty Abu Bakra al-Bagdadiego w ramach wspólnej operacji" - napisał na Twitterze naczelny dowódca SDF Mazlum Abdi. "Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tej wspaniałej pracy" - dodał, wspominając o prezydencie Donaldzie Trumpie. Redur Chalil, inny przedstawiciel arabsko-kurdyjskiej milicji SDF (która jako sojusznik USA odegrała decydującą rolę w pokonaniu IS w Syrii) powiedział na konferencji prasowej, że do operacji, w czasie której zginął Bagdadi, doszło, gdy wywiad SDF wskazał miejsce pobytu przywódcy tak zwanego Państwa Islamskiego. Oskarżył Turcję, że przez jej ofensywę w północno-wschodniej Syrii operacja przeciw Bagdadiemu opóźniła się o ponad miesiąc. Chalil dodał, że teraz SDF zintensyfikuje działania wywiadowcze w celu wychwycenia uśpionych komórek dżihadystycznego tzw. Państwa Islamskiego. Także generał Abdi, w rozmowie z agencją AFP, podkreślił, że Kurdowie obawiają się odwetu ze strony IS. "Uśpione komórki będą chciały pomścić Bagdadiego". Jego zdaniem "można oczekiwać wszystkiego, w tym ataków na więzienia" zarządzane przez Kurdów, w których przetrzymywanych są tysiące dżihadystów - ostrzegł.
Kto podał lokalizację Bagdadiego? Kurdowie i Turcy się sprzeczają
Choć to Kurdowie uważają, że podali Amerykanom lokalizację przywódcy IS, iracka armia przypisała to osiągnięcie swoim służbom wywiadowczym.
"W wyniku nieustannego monitorowania przez cały rok i utworzenia wyspecjalizowanej grupy zadaniowej irackie Krajowe Służby Wywiadowcze, działające dzięki dokładnym danym, były w stanie zlokalizować kryjówkę" przywódcy IS w syryjskiej prowincji Idlib - brzmi niedzielne oświadczenie irackiej armii. Dodano w nim, że to "dzięki temu przeprowadzono amerykańską operację". Również w rozmowie z Reuterem przedstawiciel amerykańskich władz, zastrzegający anonimowość, poinformował, że atak na Bagdadiego w północno-zachodniej Syrii został przeprowadzony z bazy powietrznej w zachodnim Iraku i podkreślił rolę tego państwa w operacji. - Iracki wywiad i przedstawiciele służb bezpieczeństwa przyczynili się do pomyślnego rezultatu operacji - dodał.
120 minut ofensywy z powietrza
Organizacja Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowała o ataku przeprowadzonym w nocy z soboty na niedzielę na północ od miasta Idlib przez eskadrę ośmiu śmigłowców, wspieranych przez samolot bojowy, należących do sił koalicji międzynarodowej do walki z IS, na pozycje powiązanej z Al-Kaidą organizacji Hurras al-Din (Strażnicy Dżihadu) oraz na domniemane kryjówki bojowników IS. Według Syryjskiego Obserwatorium śmigłowce atakowały pozycje IS przez około 120 minut, dżihadyści celowali w śmigłowce z broni ciężkiej. W wyniku ataku śmigłowca sił koalicji zginęło dziewięć osób. Liczba ofiar śmiertelnych tego ataku prawdopodobnie wzrośnie z powodu dużej liczby rannych.
Pościg za przywódcą dżihadystów
Według informacji amerykańskiego wywiadu Bagdadi ukrywał się gdzieś wzdłuż granicy iracko-syryjskiej. Islamistyczną organizacją kierował od 2010 roku, kiedy IS było jeszcze gałęzią Al-Kaidy w Iraku. W szczytowym okresie tzw. Państwo Islamskie kontrolowało tereny od północy Syrii wzdłuż rzek Tygrys i Eufrat do obrzeży stolicy Iraku, Bagdadu. Jednak porażki IS w Mosulu w Iraku i w Ar-Rakce w Syrii w 2017 roku spowodowały sukcesywny upadek samozwańczego kalifatu o nazwie Państwo Islamskie. Bagdadi stał się uciekinierem, który ukrywał się wzdłuż pustynnej granicy Iraku z Syrią. Pod koniec kwietnia w sieci zamieszczono 18-minutowe nagranie wideo z wypowiedzią Bagdadiego, w którym grozi zemstą za zabijanie i więzienie bojowników jego organizacji. Premier Iraku Adel Abd al-Mahdi wyraził wówczas przekonanie, że nagranie przywódcy IS jest próbą wsparcia dżihadystów i że IS będzie próbowało dokonywać kolejnych zamachów. Informacje o śmierci Bagdadiego pojawiły się w lipcu 2017 r. Irańska agencja prasowa Mehr oraz rosyjskie media donosiły, że terroryści IS potwierdzają, iż ich przywódca nie żyje. O jego śmierci nie poinformowała jednak powiązana z IS propagandowa agencja Amak. Również Pentagon oświadczył wówczas, że USA nie mają informacji, aby móc potwierdzić śmierć Bagdadiego.
Autor: momo//rzw / Źródło: tvn24.pl, Reuters, Anadolu, PAP